Trwa ładowanie...
05-10-2010 12:42

Bożena Janicka: Cześć, Panie Boże

Bożena Janicka: Cześć, Panie Boże
d4jzjtw
d4jzjtw

Cześć, Panie Boże - - jestem fanką tych wszystkich rzeczy, które zrobiłeś. Fajnie, że mogę z Tobą pogadać. Posłuchaj, jestem w strasznej sytuacji. Kiedy budzę się rano, nie czuję w sobie żadnej iskry, żadnego światełka, no w ogóle nic. Nie wiem, dlaczego i co dalej. Powiedz mi, co mam robić, a zrobię, co każesz.

Tak prawie dosłownie (jednak ręka mi zadrżała przed „Cześć Bóg”) brzmi chyba pierwsza w życiu modlitwa Amerykanki Liz, nie biednej, po czterdziestce, głównej postaci filmu „Jedz, módl się, kochaj”. Zwraca się do Stwórcy, bo jest pewna, że nie po to zrobił tyle fajnych rzeczy, żeby ona budziła się rano bez żadnej iskry. I coś jej chyba kazał, bo rozwodzi się z mężem, pakuje manatki i wyrusza w świat.

Najpierw jedzie do Rzymu, gdzie jest prawdziwe jedzenie i prawdziwe starożytne ruiny, potem do pewnej aśramy w Indiach, bo stamtąd płyną do USA nauki charyzmatycznej guru, wreszcie na Bali, gdzie mieszka niezwykły starzec, który nie wie, czy ma 101 lat czy 64 i uważa, że to wszystko jedno. Liz wysyła z tej podróży kilka e-maili – do byłego męża, do przyjaciół, których w tym czasie poznała, więc może także do Pana Boga? W końcu to też jej nowy przyjaciel, poniekąd pomysłodawca tej wyprawy. Mógł wyglądać – e-mail, nie Adresat – mniej więcej tak:

- Cześć, to ja, twoja fanka. Dobrze mi poradziłeś, było sweet. W Rzymie głównie jadłam. Na początku pizzę i makaron, ale pod koniec umiałam już zamówić po włosku połowę dań z karty. Wszyscy, których tam spotkałam byli bardzo szczęśliwi: pewna Szwedka, jej włoski ukochany, jego włoska mamma. Podobno Włosi są szczęśliwi dlatego, że nic nie robią, to się nazywa dolce far niente. Ja też czułam się bardzo szczęśliwa (i najedzona), więc wyruszyłam do Indii.

Jak wygląda aśrama, wiesz lepiej ode mnie, w waszej branży wszystkie takie miejsca wyglądają podobnie, jest spokojnie, pięknie i osobno. Trzeba tylko modlić się i pracować - w aśramie także medytować - więc medytowałam, modliłam się i pracowałam. Myłam podłogę w świątyni. Naprawdę! Ciekawe, czy gdyby na moim miejscu znalazła się np. Julie Roberts, zgodziłaby się myć podłogę...A ja się zgodziłam. Przy tym myciu poznałam pewną młodą Hinduskę, która wkrótce miała wyjść za mąż, ale nikt jej nie pytał, czy chce; tam podobno jest taki zwyczaj. Byłam na jej ślubie – nadzwyczajny, cały po hindusku – i podarowałam jej prezent: wspomnienie o moim ślubie, który był początkiem szczęśliwego małżeństwa (jeśli nie liczyć rozwodu), więc może ona też znajdzie szczęście w swoim. Bardzo mi dziękowała za ten podarunek, ze łzami w oczach. Natomiast jak ja powinnam żyć, żeby być szczęśliwa uczył mnie pewien zaawansowany w tej wiedzy Amerykanin (pani guru ma mnóstwo innej pracy, ciągle przyjeżdżają nowe grupy ze Stanów). Okazuje
się, że prawdy buddyjskie nie są wcale trudne, bardzo przypominają rady psychologów z naszych pism. Trochę mnie tylko nudził powtarzaniem, że najważniejsze jest przebaczyć sobie – w końcu ja nie mam sobie nic do przebaczenia – ale on miał, więc – przepraszam – Bóg z nim. Na szczęście zaraz wrócił do Stanów, a ja pojechałam na Bali, by mojej edukacji, jak żyć dokończył ów czcigodny starzec.

d4jzjtw

Nauczył mnie dwóch nowych rzeczy: że powinnam mieć cztery nogi i uśmiechać się wątrobą. Cztery nogi – by mocno stać na ziemi a uśmiechać się wątrobą, bo samą twarzą nie wystarczy. Natomiast roztropne kobiety balijskie (jednej podarowałam 18 tys. dolarów, które ściągnęłam od przyjaciół ze świata, żeby mogła zbudować sobie dom) poradziły mi, by nie odmawiać sobie również tych innych przyjemności. Kiedy pojawił się więc na horyzoncie – a ściślej na leśnej drodze – odpowiedni kandydat, trochę się wahałam (ach, ten lęk przed miłością...) lecz w końcu popłynęliśmy jego piękną łodzią (ma tu również dom – istny cud), a więc popłynęliśmy po srebrnych wodach Oceanu Indyjskiego na samotną wysepkę, by wypróbować Twój wspaniały wynalazek – dwoje w raju.

Chcę Ci więc podziękować, że stworzyłeś dla nas, bogatych znudzonych Amerykanek taką śliczną, kiczowatą zabawkę – cały świat. A jeśli ktoś będzie miał do Ciebie pretensje, że przy okazji stworzyłeś też Hollywood – to posłuchaj rady mojego guru, że trzeba przebaczać nie tylko innym, ale również sobie. Stworzyłeś – więc pewnie musiałeś.

Twoja fanka
Liz

d4jzjtw
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4jzjtw