Być jak John Malkovich
Czy jesteśmy kochani takimi, jakimi jesteśmy, czy takimi, jakimi wyobrażają nas sobie ci, co nas kochają? Gdzie jest granica między byciem sobą a byciem osobą, której oczekują od nas inni? Czy świat jest inny, gdy patrzy się na niego oczami innej osoby? Ta komedia stawia całkiem poważne pytania. Wybór Malkovicha do roli człowieka, którego mózg jest nawiedzany i kontrolowany przez różne osoby, wydaje się idealny, bo sam Malkovich nie daje się łatwo zaszufladkować. Może być np. męskim kochankiem, wręcz trywialnym samcem, który za chwilę potrafi odsłonić chłopięcą, jeśli nie kobiecą miękkość. Czasem na jego twarzy pojawia się grymas wyrafinowanego intelektualisty, a czasem tępawa naiwność prostaczka.
W filmie Malkovich gra z dużą dozą autoironii, godnie znosząc dowcipy o swoich "prominentnych" brwiach i łysinie. Wciela się w postać biznesmena, kelnera, piosenkarki i odstawia gimnastyczny taniec w jednej z najlepszych scen w filmie. Bzdurą byłoby jednak twierdzenie, że Malkovich na planie jest sobą, jak ponoć uznali ci, którzy pominęli go w oscarowych nominacjach. On po prostu gra zapatrzonego w siebie, pompatycznego aktora, który akurat nazywa się... John Malkovich (zostawienie prawdziwego nazwiska Malkovicha jest jednym z bardziej wyrafinowanych dowcipów filmu).
Jonze, uznany reżyser wideoklipów i reklam, w swoim kinowym debiucie używa bardzo oszczędnych środków technicznych. Jedyny w sumie zabieg tworzący oryginalną filmową wizję to skrócenie ścian w biurze na siódmym i pół piętrze w wieżowcu na Manhattanie, w którym Craig znalazł pracę. Bohater musi, podobnie jak inni pracownicy, niemalże zgiąć się wpół, aby nie zawadzić głową o sufit. Dzięki temu pomysłowi - który jest tak prosty, że aż genialny - ten biurowy świat, oświetlony bladym, zielonkawym światłem, staje się odrealniony, ujęty w surrealistyczny nawias. Czy w tej sytuacji może nas dziwić, że pracownicy tego biura są dziwaczni, a za regałami kryją się niecodzienne skrytki?
Pewien niedosyt zostawia tylko kapitalna scena pogoni za Malkovichem przez podświadomość utrzymana w tempie wideoklipu, co nie pozwala w pełni rozsmakować się w jej wielowarstwowym humorze. Ale to tylko ten jeden moment. Cały film bowiem zaleca się do widza bogactwem i nie jednoznacznością treści i niesamowitą lekkością stylu.
Intrygujące zakończenie sprawia, że wychodzimy z kina z lekkim niepokojem. Czy komedia może odnieść większy sukces?