Cavill nie dostał roli Jamesa Bonda. Nie uwierzycie, dlaczego
Po odejściu Daniela Craiga producenci serii z Jamesem Bondem muszą znaleźć nowego odtwórcę głównej roli. Martin Campbell, twórca kilku filmów o agencie 007, wyznał w ostatnim wywiadzie, dlaczego Henry Cavill nigdy nie zostanie Bondem.
James Bond to rola, która potrafi wynieść aktora na szczyt. Przekonali się o tym chociażby Sean Connery, Pierce Brosnan czy Daniel Craig. Jednak otrzymanie angażu nie jest takie proste. Producenci tej serii preferują wiązać się z danym aktorem na wiele lat, by nakręcić kilka filmów. Raczej chcą uniknąć sytuacji jak z George’em Lazenbym (zagrał tylko w jednym filmie) czy z Timothym Daltonem (dwa na koncie). Odpowiednie minimum to cztery produkcje.
Daniel Craig ostatecznie wystąpił w pięciu filmach. Okazuje się jednak, że gdy szukano Bonda do roli w "Casino Royale" (premiera w 2006 r.), oprócz Craiga pod uwagę brany był także Henry Cavill. O tym, jak Cavill wypadł na castingu opowiedział w ostatnim wywiadzie Martin Campbell, który wyreżyserował "Goldeneye" oraz "Casino Royale".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz: Największe metamorfozy gwiazd
- Świetnie wypadł na przesłuchaniu. Jego aktorstwo było niesamowite - powiedział Campbell w wywiadzie dla Express UK. - Gdyby Daniel nie istniał, Henry byłby doskonałym Bondem. Wyglądał wspaniale, był w znakomitej formie… Bardzo przystojny, bardzo wyrzeźbiony. Jednak wyglądał wtedy po prostu trochę za młodo - wyznał.
Sam Heughan i Matthew Rhys również ubiegali się o rolę, ale producenci postawili na Craiga. Nie wszyscy mogą pamiętać, że ta decyzja spotkała się wtedy z ostrą krytyką ze strony fanów. Hejterzy lamentowali, że aktor nie pasuje do roli, bo kolor włosów nie ten (blondyn) i wzrost (178 cm). Przeszkadzała im też twarz Craiga.
A co by było, gdyby 40-letni dziś Cavill ponownie się ubiegał o rolę Bonda? Gdy zapytano o to Campbella, ten odpowiedział wprost, że aktor jest teraz za stary. Choć dodał, że Cavill jest w dobrej formie, to gdyby został Bondem, na wysokości trzeciego filmu byłby już po pięćdziesiątce. A producenci rzekomo nie chcą takiej sytuacji. Czas pokaże, na kogo postawi Eon Productions i czy Campbell rzeczywiście ma rację.