Chcesz się zakochać w swoim mężu? Wyjedź do Chin!
„Jak podobał Ci się film, kochanie?” – zapytała Ona. „No wiesz, przez te dwie godziny padł tylko jeden strzał, krwi nie było zbyt wiele, zabawnych tekstów również, a w ogóle to trochę przysypiałem…” – nieśmiało odparł On.
Nie wiem jak na to zareagowała Ona, bo musiałam szybko biec na ostatni tramwaj, ale w duszy podziwiałam Jego szczerość i bezkompromisowość co do filmowych gustów. Bo „Malowany welon” to zdecydowanie film dla kobiet, a i to nie wszystkich…
Rzecz zaczyna się w 1923 roku. Młody bakteriolog Walter Fane (Edward Norton) zakochuje się w pięknej Kitty (Naomi Watts) i prosi ją o rękę. Kitty oczywiście nie kocha Waltera, ale chcąc uciec z dusznej atmosfery mieszczańskiego Londynu, od ciągłych narzekań matki na jej staropanieństwo, decyduje się na związek bez uczucia.
Walter prowadzi badania w Szanghaju i tam zabiera swoją piękną żonę. Chińskie miasto poznajemy od strony europejskiej arystokracji. Dla Kitty życie tam to mieszanina pierwiastków nudy, wystawnych przyjęć, dziwnych spektakli teatralnych i.. wciąż obcego męża.
Rzeczywistość zaczyna nabierać kolorów, gdy Kitty wdaje się w romans z angielskim konsulem Charlesem Townsendem (Liev Schreiber). Walter dość szybko odkrywa zdradę swojej żony i postanawia dotkliwie ją ukarać. Wywozi Kitty do małej chińskiej wioski, w której panuje epidemia cholery.
On sam chce pracować jako lekarz-wolontariusz. Ona ma się tam zanudzić na śmierć. Mogłoby się tak stać, bo Walter traktuje żonę jak powietrze, nie rozmawia z nią i skazuje na ciągłą samotność.
Na szczęście Kitty wymyśla antidotum. Chcąc być potrzebną, zaczyna pracować w sierocińcu prowadzonym przez zakonnice. Wtedy poznaje też… prawdziwą twarz swojego męża, obserwuje na czym polega jego praca. Dostrzegając dobroć Waltera, jego niezłomność i bohaterstwo w walce z cholerą, zakochuje się w nim.
W tym momencie zaczynają się moje problemy z odbiorem filmu. Przemiana egoistycznej, rozpuszczonej Kitty w altruistyczną, zdolną do poświęceń kobietę, przemiana, która dokonuje się w ciągu pięciu filmowych minut jest mało przekonująca.
Moment, gdy piękna Kitty zasypia na brudnej podłodze, tuląc w ramionach chińskie dziecko, zamiast wzruszać, nieoczekiwanie bawi. Również ekspresowy proces rodzenia się w Kitty miłości do Waltera nie przejmuje nas jakoś specjalnie… On pokazuje jej swoje dokonania na rzecz zdrowia zacofanych Chińczyków, Ona kładzie mu głowę na ramieniu i… miłość gotowa.
Jedyny ludzki moment w filmie, kiedy rzeczywiście możemy poczuć rodzącą się bliskość między zranionymi wzajemnie małżonkami, to ten, gdy razem zaczynają się śmiać. Mam wrażenie, że to nie seks, wspólna praca, trudne doświadczenia, ale właśnie śmiech najmocniej połączył Kitty i Waltera.
„Malowany welon” jest filmowym dzieckiem Edwarda Nortona i Naomi Watts, którzy zagrali główne role i wspólnie ten film wyprodukowali. Norton jest zafascynowany kulturą azjatycką, studiował sinologię, część jego rodziny mieszka w Azji. Pewnie stąd wziął się pomysł zekranizowania powieści Williama Somerseta Maughama.
Niestety nie jest to dzieło życia znakomitego aktora. Realizacja własnych pasji, praca w ładnych okolicznościach przyrody i granie u boku Naomi Watts będą jedynymi wartościami dodanymi podczas bilansu tego średniego filmu.
Natomiast warto zainteresować się ścieżką dźwiękową do „Malowanego welonu”. Alexandre Desplat zupełnie słusznie otrzymał za nią Złotego Globa.