''Dirty Dancing'': Historia fenomenu

Historia "Dirty Dancing", chociaż film miał swoją światową premierę w 1987 roku, zaczęła tak naprawdę zradzać się w latach 60.

''Dirty Dancing'': Historia fenomenu

Wówczas nastoletnia jeszcze córka bogatego lekarza z Nowego Jorku, Eleanor Bergstein, późniejsza scenarzystka "Dirty Dancing", wyjechała wraz z rodziną do luksusowego kurortu wypoczynkowego w Catskill Mountains. Jej ulubionym zajęciem była nauka tańca i wymykanie się rodzicom na nocne potańcówki, skąd znana była jako królowa mambo. W 1980 roku Elen, nazywana potocznie przez wszystkich Baby, napisała scenariusz do filmu "Teraz moja kolej" z główną rolą Michaela Douglasa i Jill Clayburgh. Producenci wycięli jednak z niego erotyczną scenę taneczną pomiędzy głównymi bohaterami, a rozgoryczona sytuacją Bergstein zdecydowała, że stanie się ona podstawą nowego filmu, w całości poświęconego tańcowi. Po premierze "Teraz moja kolej" Elen wykorzystując swoje wspomnienia z młodości napisała nowy, roztańczony scenariusz.

Niestety, miłosnej historii bogatej Żydówki początkowo nikt nie chciał kupić, i gdyby scenariusz nie trafił w końcu do firmy dystrybuującej filmy na wideo, z pewnością "Dirty Dancing" nigdy by nie powstał. Vestron Pictures – bo tak nazywała się wytwórnia – znana z wydawanych na rynek wideo kiczowatych filmów klasy "B", przeznaczyła na produkcję niespełna 6 mln dolarów, gdzie przeciętny film w tym okresie kosztował średnio dwa razy tyle. Reżyserem z uwagi na nagrodzony Oskarem dokument "He Makes Me Feel Like Dancin" traktującym o baletmistrzu został Emile Ardolino i wkrótce na planie padł pierwszy klaps.

Akcja filmu dzieje się latem 1963 roku. Jest to okres ciszy przez burzą. Przed morderstwem Kennedy’ego, przed słynnym przemówieniem Martina Luthera Kinga, przed pojawieniem The Beatles, tuż przed wiszącą nisko w powietrzu rewolucją seksualną. Frances Houseman, nazywana przez wszystkich Baby, wraz ze swoją rodziną wyjeżdża do ekskluzywnego ośrodka wypoczynkowego Kellermana. Tam dziewczyna poznaje przystojnego instruktora tańca Johny’ego oraz jego przyjaciół, i szybko nudzi się snobistycznym otoczeniem swojego ojca. Kiedy Baby dowiaduje się, że partnerka Johny’ego nie może wziąć udziału w konkursie mambo, wpada na pomysł, aby ją zastąpić. Tak zaczyna się jej długa i trudna nauka tańca, oraz, przede wszystkim, tak zaczyna rodzić się między bohaterami wielka miłość.

NARODZINY HITU

Sukcesu „Dirty Dancing” należy w pierwszej kolejności doszukiwać się w momencie, w którym swoje miejsce miała premiera. Był wówczas rok 1987, a na srebrne ekrany trafiało przede wszystkim kino męskie oraz filmy grozy. „Dirty Dancing” stał się więc swego rodzaju odskocznią od „Predatora”, „Full Metal Jacket”, „Zabójczej broni”, „Robocopa”, „Uciekiniera”, „Wysłannika piekieł”, drugiej części „Martwego zła”, trzeciej części „Koszmaru z ulicy Wiązów”, bądź czwartej części „Szczęk”. Choć wymienione uprzednio tytuły w mniejszym bądź większym stopniu wbiły się w kulturę masową ówczesnego kinomana, to jednak najwyraźniej wciąż brakowało dobrego filmu o miłości.

Emilo Ardolino postanowił dać widzom coś, na co podświadomie od dawna czekali – proste love story w rytmie magicznego mambo. Niestety, owa prostolinijność i niski jak na hollywoodzkie standardy budżet w czasach preprodukcji wydawały się być szkodliwe – praktycznie wszystkie wytwórnie uznały „Dirty Dancing” za bezwartościowy, a sponsorem chciał zostać jedynie producent produktu przeciwtrądzikowego Clearasil, jednakże warunkami było usunięcie wątku aborcji z filmu, oraz wstawienie tubki z kremem na każdym plakacie reklamowym. Gdy Eleanor Bergstein odmówiła, szefowie Clearasil wycofali się. Na domiar złego producent filmu zasugerował, żeby spalić wszelkie kopie po czym odebrać ubezpieczenie, ponieważ „Dirty Dancing” odniesie druzgoczącą klęskę. Załamana ekipa postanowiła pokazywać film z kinach tylko przez jeden weekend a później dystrybuować jako film wideo. Ku zdziwieniu wszystkich „Dirty Dancing” ostatecznie zarobił rekordowo przeszło 213 mln dolarów i stał się pierwszym w historii kina hitem na kasetach
wideo z ponad milionem sprzedanych egzemplarzy.

DUET WSZECH CZASÓW

Nieżyjący już Patrick Swayze oraz Jennifer Gray wcielając się w rolę szekspirowskich kochanków do czasu premiery nie spodziewali się, że odtąd ich nazwiska będą kojarzone przede wszystkim z „Dirty Dancing”. Ich role tworzą po dzień dzisiejszy jeden z najbardziej romantycznych duetów w historii kina, tuż obok Humphreya Bogarta i Ingrid Bergman z „Casablance”, Marlona Brando i Vivien Leigh z „Tramwaju zwanym pożądanie”, Gregory’ego Pecka i Audrey Hepburn z „Rzymskich wakacji”, czy Gene Kelly i Debbie Reynolds z „Deszczowej piosenki”. Sam Swayze znalazł się na castingu za namową swojej żony, przez co później na potrzeby filmu napisał dla niej czarującą balladę o miłości „She’s like the wind”, a sposób użycia jej jako tła do scen rozłąki dwójki bohaterów wciąż łamie serca. Spotkanie filmowych Johny i Baby jest pogłosem kochanków z szekspirowskiego „Romeo i Julia”, ponieważ tak jak bohaterowie tragedii w 5 aktach pochodzili z dwóch całkiem różnych środowisk, tak Baby i Johny stanowią dla siebie dwa różne światy.
On – ubogi i prosty tancerz z trudną przeszłością początkowo odtrąca ją – bogatą intelektualistkę pragnącą wstąpić do Korpusu Pokoju. Ich wspólnym mianownikiem jest jednak taniec i to on łączy ze sobą te dwa przeciwieństwa.

Sam reżyser o przesłaniu swojego filmu mówi: Idźcie i tańczcie razem. Wspaniałym uczuciem jest wziąć kogoś w objęcia i tańczyć patrząc sobie w oczy, ramię w ramię, biodro w biodro. Taniec jest formą komunikacji. Postać grana przez Jennifer Gray stanowi główne źródło wszelkich refleksji w filmie. To ona uczy Johny’ego, że warto jest walczyć o szczęście w każdej sytuacji, nawet jeżeli wygrana wydaje się niemożliwa. Uświadamia także swojemu ojcu, że nie potrafi wprowadzić w życie konserwatywnych ideałów, które głosi i których broni przed innymi, niestety jednak, tylko w słowach. To również ona z bardzo nieśmiałej, nie lubiącej swojego ciała dziewczyny, dzięki Johny’emu odkrywa seksualność i kobiecość. Taniec został więc przedstawiony jako wyraz uczuć, napięć i emocji. Z każdym kolejnym momentem od chwili, kiedy bohaterowie zaczynają ze sobą trenować, jesteśmy świadkami pogłębiającego się uczucia. Kapitalnie ilustrują to sceny z piosenką Erica Carmena „Hungry Eyes”, które choreograf Kenny Ortega okrzyknął jako
najcudowniejsze, najdelikatniejsze, najmocniejsze i najszczersze w filmie. To jednak nieśmiertelny „(I’ve Had) The Time of My Life” duetu Bill Medley i Jennifer Warnes stał się główną wizytówką „Dirty Dancing”, głównie z uwagi na zdobycie Oskara w kategorii „Najlepsza piosenka”. Finałowy taniec Baby i Johny’ego będący manifestem miłości to dziś najsłynniejsza taneczna sekwencja w historii kina i najgoręcej wspominane sceny z filmu.

WSZYSTKO KIEDYŚ SIĘ KOŃCZY

„Dirty Dancing” to także historia o przemijaniu. O powolnym odchodzeniu w przeszłość dawnej tradycji i przygotowaniu się na mającą nadejść rewolucję obyczajową. Ludzie chcieli być blisko siebie, mieli dość zakazów, pragnęli wolności. Zaczęto organizować happeningi pod gołym niebem, do głosu doszły skandale, muzyka The Beatles, The Rolling Stones i Jima Morrisona. Tworzyły się subkultury i zwiększył dostęp do narkotyków. Wszystko kiedyś się kończy – mówi w pewnym momencie Max Kellerman, filmowy właściciel ośrodka wypoczynkowego, a jego słowa, podobnie zresztą jak występ do kończącego letni sezon hymnu Kellermana („Kellerman’s Anthem”), są zapowiedzią wiszących nisko w powietrzu zmian. Wydźwięk filmu staje się poważniejszy, skłania do refleksji i nieco przygnębia.

Czy faktycznie wschód doby hipisów i rozwiązłości seksualnej wróży lepszą, świetlaną przyszłość? Na te pytanie „Dirty Dancing” nie udziela już odpowiedzi. Stara się jednak zwrócić na niego uwagę relacjonując historię przyjaciółki Johny’ego. Penny, nie dość, że zachodzi w ciążę, to jeszcze nie stać jej na to, aby ją usunąć. Dziewczynie z pomocą przychodzi Baby, która pożycza pieniądze od swojego ojca – lekarza, z obawy nie mówiąc mu na co ma zamiar je przeznaczyć. Decyzję o poddaniu się zabiegowi w prowizorycznych warunkach Penny niemalże przepłaca życiem. Jak na głównonurtowe kino lat 80. poruszenie tematu aborcji w ten sposób w stosunku do innych filmów muzycznych, było mocno radykalne. Problem aborcji to jednak temat wciąż aktualny – niechciana ciąża jest przecież tragedią niejednej nastoletniej pary. „Dirty Dancing” więc po raz kolejny udowadnia, że pod płaszczem pozornie nieskomplikowanego love story porusza istotne i wciąż aktualne problemy.

NIEKWESTIONOWANY KULT

Może to właśnie między innymi dzięki temu „Dirty Dancing” stał się filmem kultowym i z łatwością przeniknął do kultury masowej widza? O jego sukcesie można pisać naprawdę wiele. Słynne słowa Johny’ego: Nikt nie upchnie Baby w kącie, stały się synonimem kobiety wyzwolonej, a po premierze odbyła się prestiżowa trasa koncertowa z muzyką filmu. Do dziś ścieżka dźwiękowa „Dirty Dancing” jest jedną z najchętniej kupowanych płyt kompaktowych, a ze swej strony polecam reedycję albumu pt. „Ultimate Dirty Dancing”, gdzie utwory zostały zremasterowane i ułożone w kolejności zgodnej z chronologią, w jakiej można usłyszeć je w filmie.

Droga „Dirty Dancing” do polskich serc wiodła jednak nie przez kino, ale przez głównie telewizję satelitarną i piracie kasety video. Początkiem lat 90., w erze wideotek, pirackich wideokaset i dwugłowicowych odtwarzaczy Oriona, „Dirty Dancing” był jednym z najchętniej wypożyczanych filmów w Polsce, a w niektórych wideotekach na jego wypożyczenie trzeba było składać rezerwację z miesięcznym wyprzedzeniem!

Dystrybucją znanego jako „Wirujący seks” filmu odpowiadają firmy Colette Video oraz VIM, wydając go w dużym nakładzie, z odmiennymi od siebie okładkami, różnymi lektorami i miejscami nieco inaczej przełożonymi kwestiami. Tu warto również napomknąć o przetłumaczeniu filmu na język polski, które wielu kinomanom spędza sen z powiek i większość osób chyba bardziej dla reguły wiesza psy na słynnym już tłumaczeniu. „Wirujący seks” jest tytułem, który rzecz jasna wymyślił dział marketingu polskiego dystrybutora. Każdy tytuł przechodzi akceptację producentów – mówi Paulina Młynarska z i-film, agencji specjalizującej się w szeroko rozumianym marketingiem filmowym - Często tłumaczenie nie jest dosłowne, ale jak to w tłumaczeniu bywa, nie chodzi przecież o dosłowność. Zatem wyobraźmy sobie jak na plakacie reklamowy, kasecie wideo, płycie, czy w programie telewizyjnym zachęcałby nas „brudny” – w najlepszym wypadku „sprośny” bądź „świński” taniec? Jeśli chodzi o mnie, poczciwe przełożenie wspaniale oddaje charakter filmu
– nie dość że seks, to na dodatek jeszcze wirujący!

„Dirty Dancing” to koniec końców film ponadczasowy bądź, jak kto woli, klisza stara jak świat, a my kochamy przecież takie romantyczne opowieści o mezaliansach. Dla mnie „Dirty Dancing” to wciąż jedna z nielicznych produkcji, którą można rozbierać na czynniki pierwsze i poddawać wolnej interpretacji. Jedna z tych, które łączą pokolenia. Jedna z tych, które nigdy nie wyjdą z mody.

Zobacz także: Filmy o miłości

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)