Dwaj weterani w obronie staroświeckich wartości
To nie jest szczególnie dobry film. Ale jest szczery, sympatyczny i staroświecki, a to w zupełności wystarczy. Oto na ekranie spotykają się dwie przebrzmiałe legendy: Sylvester Stallone i Robert De Niro, kultowe gwiazdy swego pokolenia, a przy okazji odtwórcy dwóch najsłynniejszych postaci bokserskich w dziejach kina – Rocky’ego Balboy i Jake’a La Motty.
Tak naprawdę ma to jednak znaczenie drugorzędne, jest co najwyżej dodatkowym smaczkiem dla fanów. Co bardziej istotne w kontekście ich konfrontacji, to, że obaj są dziś zdziadziałymi aktorskimi posągami, odlanymi z groteski i karykatury. Opadniętą dolną wargę bełkoczącego pod nosem Stallone’a i zastygłe w wiecznym pytaniu „You talkin’ to me?” przymrużone oczy De Niro zobaczyć można w niemal każdym ich filmie z ostatnich 10-15 lat. Ale tutaj, gdy dzielą się ekranem, upozowani na dwóch zgryźliwych tetryków, nienawidzących się, a przy tym kruchych w swym osamotnieniu, są jak tykająca bomba, która w każdej chwili rozsadzić może ekran.
Stallone i De Niro raz już się spotkali, ale choć było to na planie filmu nieporównywalnie lepszego, żaden z nich nie traktował go jak wydarzenia o przesadnym znaczeniu. Gdy w 1997 zagrali w „Cop Land” Jamesa Mangolda, ich kariery dopiero zaczynały przygasać, a oni sami szukali sposobu, by wyjść poza utarte emploi. Stallone zagrał więc małomiasteczkowego szeryfa z nadwagą, zaś De Niro wąsatego glinę z wydziału wewnętrznego, łączących siły, by wyplenić korupcję w małym miasteczku. I choć niewiele mieli wspólnych scen, dobrze się dogadywali – ot, dwaj zużyci weterani, stający w obronie zapomnianych wartości.
W pewnym sensie na tym też polega ich relacja w „Legendach ringu” – jako odwieczni rywale z ringu, są jednocześnie reprezentantami starego świata, pokolenia, które zostało w tyle, gdy świat poszedł do przodu. Ich konflikt sięga początku lat osiemdziesiątych, kiedy to obaj byli u szczytu formy (co jest ciekawą analogią do dorobku samych aktorów). Na ringu stawali dwa razy – w pierwszym przypadku wygrał Kid (De Niro), w drugim Razor (Stallone). Do kolejne walki nigdy nie doszło – gdy Kid zrobił dziecko ukochanej (w tej roli piękna, 60-letnia Kim Basinger) Razora, ten niespodziewanie zakończył karierę. Dopiero przypadkowe spotkanie po latach staje się dla nich powodem, by odwieczny konflikt rozstrzygnąć w ringu.
Kino bokserskie to gatunek, w którym niewiele nowego da się dziś powiedzieć, głównie za sprawą filmów z De Niro i Stallone’em. W pierwszej części „Rocky’ego” z 1976 przewałkowany został nieśmiertelnym mit underdoga, zaś w części ostatniej z 2006 – mit uwięzionego w przeszłości melancholika. Swoje dorzucił w międzyczasie De Niro we „Wściekłym byku” z 1980, wcielając się w boksera szukającego ujścia dla wzbierającej w nim furii.
Peter Segal, reżyser „Legend ringu”, z pewnością obejrzał każdy z tych filmów, ale lekcji z tego żadnej nie wyciągnął. Tu podpatrzył, tam skopiował, czego efektem istny gatunkowy patchwork – historia oczywistej nienawiści podszytej urazą i nieco mniej oczywistej przyjaźni, motywowanej rywalizacją. Od siebie dodaje niewiele, w efekcie pozostając wtórnym nawet w stosunku do kina tak niewyszukanego jako „Wojownik” z 2011, w którym przyjaźń przez nienawiść odkrywali Tom Hardy i Joel Edgerton.
Nie powinno to jednak dziwić, bowiem Segal to rzemieślnik małego kalibru, od lat ślizgający się po komediowych kliszach i konwencjach, które niezbyt rozumie – czego przykładem pseudo-sportowe i nieśmieszne „Wykiwać klawisza” czy pseudo-szpiegowskie i jeszcze bardziej nieśmieszne „Dorwać Smarta”. Mało wyrafinowany humor pojawia się także w „Legendach…”, głównie niesiony za sprawą Kevina Harta w sztampowej roli „skrzekliwego Murzyna”, będącej tylko cieniem tego, co wcześniej wyprawiali w tej kategorii Chris Tucker, Tracy Morgan czy Chris Rock. Szczęśliwie, dobrą przeciwwagą dla częściej chybiającego niż trafiającego ze swoimi puentami Harta jest niezawodny Alan Arkin w roli głuchawego trenera, poruszającego się na czterokołowym ni to wózku, ni to motorku. Arkin dawno już osiągnął precyzję w epizodach przeterminowanych, figlarnych i ciut ekstrawaganckich mentorów, a tu nie schodzi poniżej ustalonego poziomu.
Właściwą robotę robią jednak Stallone i De Niro, dobrze bawiąc się konfliktem swoich postaci, a przy okazji nie wstydząc się aktorskiego zmanierowania, w jakie przez lata wpadli. Stallone więc, klasycznie już, bełkocze pod nosem, wcielając się w nieprzystosowanego do nowych czasów twardziela o kruchym sercu, a De Niro jest – równie klasycznie – wiecznie zdziwionym i niespełnionym cynikiem. Sceny, w których wymieniają się złośliwościami, upatrując nadziei w niedoli oponenta, szybko stają się motorem filmu – nieważne, czy gagi są dobrze napisane, czy też nie, oni wyciskają z nich ostatnie soki. W swoim konflikcie Razor i Kid są cudownie nieporadni i gderliwi, natychmiast przywodząc na myśl inny, klasyczny już duet tego typu – Jacka Lemmona i Waltera Matthaua.
I jak to u Matthaua i Lemmona bywało, w ostatecznym rozrachunku „Legendy…” okazują się filmem nie o rywalizacji, a o pojednaniu, czy wręcz uświadomieniu sobie budującej współzależności. Nie byłoby Razora bez Kida, tak jak nie byłoby Kida bez Razora. Prawda to ani nowa, ani wielce odkrywcza, ale serwowana w sposób tak bezpretensjonalny, przez dwóch podszytych pluszem zabijaków, do tego bez emocjonalnego kiczu, potrafi złapać za serce.
O wydaniu Blu-ray
Film ukazał się zarówno na Blu-ray, jak i na DVD. W tym pierwszym wydaniu może pochwalić się znakomitą jakością dźwięku i obrazu oraz kilkoma dodatkami:
Byk i Ogier (14 min.) – krótki making of, w którym Stallone, De Niro, reżyser Peter Segal oraz reszta ekipy i obsady omawia podstawowe aspekty realizacji, fabuły i charakterystykę postaci
Z Kevinem Hartem na ringu (5 min.) – aktorzy i ekipa zachwalają – trochę na wyrost – wkład kolegi w realizację filmu
Kevin Hart bez cenzury (4 min.)– improwizowane dialogi i nieudane ujęcia z udziałem Harta
Mecz bokserski Tysona z Holyfieldem (3 min.) – tytuł jest mylący, bo sugeruje, że oto obejrzymy słynną walkę bokserów, podczas gdy sam materiał jest jedynie króciutkim mockumentary, w którym Tyson i Holyfield grają siebie, zapowiadając pojedynek Razora z Kidem
Cios za ciosem z Larrym Holmesem (4 min.) – legendarny bokser odwiedza plan zdjęciowy
Alternatywne początek (7 min.) – rozszerzona sekwencja początkowa z wprowadzeniem reżysera
Alternatywne zakończenia (3 min.) – dwa porzucone warianty zakończenia z wprowadzeniem reżysera
Sceny usunięte (7 min.) – sześć wyciętych scen z wprowadzeniem reżysera