Jednego Oscara już ma. Teraz szykuje się kolejny
Wśród nominowanych do Oscara dla najlepszej aktorki nie ma chyba bardziej zasługującej na niego kandydatki niż Emma Stone za niezwykle odważną rolę w "Biednych istotach" Yorgosa Lanthimosa. Ale czy statuetka jest jej w ogóle potrzebna? Przecież jedną już ma. Drugiej w tym roku raczej nie dostanie, choć powinna.
Rozdanie najważniejszych nagród branżowych zawsze wzbudza sporo emocji. W tym roku (choć mówi się tak za każdym razem) konkurencja jest wyjątkowo silna. W jednej z głównych kategorii, tj. o tytuł najlepszej aktorki pierwszoplanowej 2023 r., powalczą Carey Mulligan ("Maestro"), Annette Bening ("Nyad"), Sandra Hüller ("Anatomia upadku"), Lily Gladstone ("Czas krwawego księżyca") i Emma Stone ("Biedne istoty").
Z wymienionych pań tylko ostatnia ma już na swoim koncie Oscara. I wiele osób liczy na to, że po ceremonii rozdania nagród, która odbędzie się 10 marca (a operując czasem polskim, dzień później) w Los Angeles, na półce stanie obok niego kolejny charakterystyczny rycerz, opierający się na wbitym w podłoże dwuręcznym mieczu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od drugiego planu do filmowego proscenium
Po przyjrzeniu się filmografii Stone zmiana kierunku, w jakim podążyła jej kariera, wydaje się wyczuwalna, choć wcale nie oczywista. Aktorka przeszła "obowiązkowy" etap popularnych komedii (romantycznych), filmów o zombie czy skierowanych do masowej widowni superbohaterskich blockbusterów, aby płynnie zacząć stawianie na bardziej ambitne i wymagające projekty, przeplatając je jednocześnie z produkcjami typowo rozrywkowymi.
Dajmy jednak upust tym, jakkolwiek prawdziwym, frazesom, które wszystkim cisną się na usta: Emma Stone jest dzisiaj jedną z najbardziej znanych, utalentowanych, lubianych i pożądanych aktorek w Hollywood. Niewiele jednak brakowało, a mogłaby skończyć jako przeciętna, wtłoczona w archetyp dziewczyny z sąsiedztwa drugoplanowa gwiazdka. Tkwił w niej jednak rodzaj magnetyzującej widzów i twórców siły, która pozwoliła, a może i kazała jej wspiąć się na wyżyny – własnego talentu i samego filmowego olimpu.
Marketingowe "origin story"
Jak przystało na prawdziwą gwiazdę, Stone musiała mieć jednak własne "origin story", swego rodzaju mit założycielski kariery, który dobrze sprzedałby się w mediach. Początki urodzonej w ponaddwustutysięcznym Scottsdale w stanie Arizona aktorki nie były zresztą specjalnie wyjątkowe.
Marzenie o karierze od wczesnego dzieciństwa, stany lękowe i ataki paniki z powodu presji wywieranej w szkole, a wreszcie odnalezienie swojego miejsca na deskach szkolnego teatru – takich historii znamy wiele. Potem była nauka w domu i występy w Valley Youth Theatre w Phoenix, a w liceum – zajęcia aktorskie i wokalne. Urodzona w 1988 r. Stone zaliczyła nawet kilka porażek na castingach w Los Angeles. To jej jednak nie zniechęciło.
I tu właśnie przechodzimy do legendarnej prezentacji w PowerPoincie, którą gwiazda chętnie i wielokrotnie przywoływała w wywiadach. To właśnie w ten sposób, prezentując zalety i wady obranej przez siebie ścieżki zawodowej, 15-letnia Emily Jean (to prawdziwe imię Stone) przekonała niechętnych jej pomysłowi rodziców do przeprowadzki do Kalifornii.
Branża zabrała jej imię i... nadzieję
W 2004 r. zamieszkała wraz z matką w malutkim mieszkaniu w Mieście Aniołów. Na początku nikt nie chciał poznać się na talencie nastolatki – odrzucano jej kandydaturę na wszystkich castingach. Na domiar złego, aby dołączyć do związku zawodowego aktorów SAG, musiała zmienić własne imię; jej dane dublowały się z należącymi do innej członkini ugrupowania. W ten sposób narodziła się Emma Stone (na cześć Emmy Bunton ze Spice Girls).
Pierwszą znaczącą dla niej rolą była Violet w serialu kryminalno-przygodowym "Drive". Później przyszedł natomiast czas na "seksowne dziewczyny" w nieco zapomnianych już filmach takich jak "Króliczek" Freda Wolfa czy "Supersamiec" Grega Mottoli z Jonahem Hillem, Michaelem Cerą, Christopherem Mintz-Plassem i Sethem Rogenem. Załapała się nawet do komedii świątecznej "Duchy moich byłych" Marka Watersa z Matthew McConaugheyem, który przeszedł własną drogę od naczelnego amanta do niedającego się łatwo zaszufladkować aktora.
Przełomowy okazał się "Zombieland" Rubena Fleischera z 2009 r. (jej bohaterka powróciła w kontynuacji 10 lat później). I chociaż Stone, zgodnie z niepisanym zwyczajem pierwszej dekady XXI wieku, jako piękna młoda kobieta pełniła w nim jedynie funkcję ozdobnika, wystarczyło to jednak, żeby zauważyli ją krytycy. Rok później, w wieku 22 lat, miała już na swoim koncie pierwszą nominację do Złotego Globu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
EASY A - Official Trailer
Sukces goni sukces
Pierwsze branżowe laury przypadły jej w udziale za główną rolę w "Łatwej dziewczynie" Willa Glucka. Aktorka sama miała zwrócić się do reżysera z prośbą o angaż do luźnej adaptacji "Szkarłatnej litery" Nathaniela Hawthorne’a. Przy okazji realizacji tego filmu wydarzyła się jeszcze jedna ważna rzecz: z naturalnej blondynki Stone przeobraziła się w krnąbrnego rudzielca.
To właśnie w takim wydaniu widzowie zobaczyli ją w komedii romantycznej "Kocha, lubi, szanuje" Glenna Ficarry i Johna Requi z gwiazdorską obsadą. Na planie filmu, który bez cienia zażenowania można oglądać i dzisiaj, Stone spotkała się z Ryanem Goslingiem. Para ponownie współpracowała w 2016 r. na planie jednej z najlepszych produkcji ostatnich lat, wcześniej jednak Stone zaczęła romans... z kinem superbohaterskim.
(Nie)medialne związki
Zanim gwiazda otrzymała pierwszego Oscara, zagrała jeszcze m.in. w dwóch częściach "Niesamowitego Spider-Mana" Marca Webba. Przy okazji prac nad tytułem poznała Andrew Garfielda, z którym była w związku w latach 2011–2015 (wcześniej przez rok była z Kieranem Culkinem, gwiazdą "Sukcesji"). Przez długi czas para ukrywała ten fakt, podobnie jak i jego zakończenie, do którego doszło z niejasnych powodów. Wkrótce Stone znalazła miłość u boku innego mężczyzny.
Od 2016 r. jej partnerem jest Dave McCary, były reżyser programu "Saturday Night Live". W 2019 para się zaręczyła, a rok później wzięła ślub. W 2021 r. na świat przyszła ich córka, Louise Jean. 35-latka pilnuje jednak prywatności swojej rodziny.
Gorzkie porażki
Aktorka zaliczyła też występy w dwóch filmach jednego z najważniejszych, choć od pewnego czasu zarazem i najbardziej niesławnych (z uwagi na zarzuty o molestowanie) współczesnych reżyserów, Woody'ego Allena. W "Magii w blasku księżyca" wcieliła się w medium wdającą się w romans z o wiele starszym Anglikiem (Colin Firth). W "Nieracjonalnym mężczyźnie" jako studentka związała się ze swoim wykładowcą. Przyjęła tę rolę tylko po to, by móc partnerować na ekranie Joaquinowi Phoenixowi. Oba tytuły okazały się jednak klęską.
Kontrowersje wywołał też zapomniany film "Witamy na Hawajach" Camerona Crowe'a, w którym Stone zagrała postać o chińsko-hawajskim pochodzeniu. Niewiele brakowało, a to właśnie przez tę produkcję oraz związane z nią zarzuty o rasizm i dyskryminację gwiazda wycofałaby się z branży. A przecież zaledwie rok wcześniej zagrała w jednym z największych dzieł dekady.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Birdman - polski zwiastun
Na właściwej drodze
Mowa tu oczywiście o znakomitym "Birdmanie" Alejandro Gonzáleza Iñárritu ze wspaniałą rolą powstającego wówczas jak feniks z popiołów Michaela Keatona. Stone za wykreowanie postaci jego córki, byłej narkomanki, która raczy ojca uderzającym w jego poczucie wartości, a właściwie mieszającym je z błotem monologiem, otrzymała swoją pierwszą nominację do Oscara (łącznie film otrzymał ich cztery) dla najlepszej aktorki drugoplanowej.
Z perspektywy czasu "Birdman" wydaje się produkcją, w której gwiazda dała prawdziwy upust drzemiącemu w niej i wyrywającemu się na światło dzienne ogromnemu talentowi dramatycznemu. Po graniu na takim poziomie maksymalnego zaangażowania, swego rodzaju aktorskiego transu, nie było już odwrotu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
La La Land - zwiastun
Tanecznym krokiem po Oscara
"La La Land" z 2016 r. Damiena Chazelle'a był tylko potwierdzeniem umiejętności Stone. Wraz ze wspomnianym wcześniej Goslingiem aktorka świetnie odnalazła się w musicalowej konwencji, w której pełne wyrazistych kolorów sekwencje wokalno-taneczne (widzowie pewnie do dziś mają w głowie kilka ikonicznych scen, m.in. tę otwierającą, pełną niepohamowanej energii na zakorkowanej drodze) mieszają się z miażdżącymi emocjonalnie punktami fabularnymi.
Uroku i autentyczności występom głównych aktorów dodawał fakt, iż samodzielnie wykonywali oni napisane na potrzeby filmu utwory. Ich nieperfekcyjne, często łamiące się od emocji głosy (vide: scena przesłuchania ekranowej Mii, początkującej aktorki) wzmacniały efekt końcowy i dodawały bohaterom wiarygodności. Tutaj po raz pierwszy mogliśmy usłyszeć charakterystyczny zachrypnięty głos Stone w innym wydaniu. I choćby za to dokonanie zdecydowanie należał jej się Oscar.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Biedne istoty - zwiastun #1 [napisy]
Będzie druga statuetka?
"Biedne istoty", które mogą pochwalić się aż 11 nominacjami do tej nagrody, to już druga współpraca artystki z Yorgosem Lanthimosem. W 2018 r. spotkali się oni na planie "Faworyty", thrillera erotycznego skrytego pod wieloma ciężkimi warstwami historycznych kostiumów i zamkniętego w dusznych, skąpanych w półmroku zamkowych komnatach o wysokim suficie. Za kreację stworzoną na potrzeby dzieła greckiego reżysera o niepodrabialnym, surowym stylu Stone otrzymała kolejną nominację.
Czy więc marzenie o drugiej statuetce się ziści? Wydaje się, że szanse na to są duże. Wszyscy bowiem zgodnie zachwycają się odważnym, pełnym scen seksu filmem o młodej kobiecie, która przywrócona do życia przez ekscentrycznego naukowca zaczyna zachłannie smakować tego, co oferuje jej świat, nie bacząc na konwenanse. A nie byłoby "Biednych istot" bez Emmy Stone.
Wendy Ide z "The Guardian" pisze o "wirtuozerskim wykorzystaniu przez Stone swojego ciała" i zwraca uwagę na "sposób, w jaki zamieszkuje ono przestrzeń, sposób, w jaki stopniowo opanowuje swoje zwiotczałe, przypominające struny kończyny". Manohla Dargis z "The New York Times" docenia to, jak Stone "dyskretnie buduje swój występ – słowami, gestami i krokami, które zataczają się i zatrzymują, by następnie płynnie zejść się w całość". Christy Lemire z "Rogera Eberta" podsumowuje: "Stone daje występ swojego życia w roli o zdumiewającym stopniu trudności. To mogło pójść strasznie źle; zamiast tego to, co robi, jest szalenie żywe i nieprzewidywalne na duże i małe sposoby".
Z całym szacunkiem dla innych pretendentek do tytułu najlepszej aktorki pierwszoplanowej, to właśnie tytaniczna praca Emmy Stone wydaje się na niego szczególnie zasługiwać. Istnieje jednak ryzyko, że Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej wyróżni porządny, choć zdecydowanie bardziej stonowany i bliższy raczej drugiemu planowi występ Lily Gladstone w "Czasie krwawego księżyca" Martina Scorsese. Kobieta byłaby pierwszą rdzenną mieszkanką USA nie tylko nominowaną do najważniejszej nagrody branżowej, ale i nią ostatecznie uhonorowaną. A jak wiadomo, Akademia lubi chwalić się werdyktami, które zmieniają statystyki.
Joanna Krygier, dziennikarka Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad serialem "Forst" z Borysem Szycem, omawiamy ostatni film Nicolasa Cage'a, a także pochylamy się nad "The Curse" czyli najbardziej niezręczną produkcją ostatnich lat. Możecie nas słuchać na Spotify, Apple Podcasts, YouTube oraz w Audiotece i Open FM.