Fenomen: Dobre chęci to nie wszystko

"Fenomen" w pierwotnym zamierzeniu miał być swoistym protestem wymierzonym w rodzimy biznes rozrywkowy, epatujący odbiorców niestrawną pulpą oraz filmowe upodobania Polaków. Pomysł niezwykle odważny i wydawać by się mogło, że dość łatwy do zrealizowania, ponieważ reżyser za broń bezlitośnie wymierzoną w oponentów wybrał sobie komedie. Szkoda tylko, że po głowach dostaje się także samym widzom, którzy przecież nic nie zawinili.

Fenomen: Dobre chęci to nie wszystko
Źródło zdjęć: © Kino Świat

24.05.2010 | aktual.: 13.12.2017 14:27

Fabuła skupia się wokół paru mniej, lub bardziej powiązanych ze sobą wątków. Punktem wyjścia jest tragiczny splot pomyłek, w wyniku którego serialowa aktorka Agnieszka (Ewa Hornach) rezygnuje z intratnej posady w telewizyjnym przeboju, po czym znika, chcąc rozpocząć nowe życie. Jej przyjaciele z ekipy filmowej postanawiają nakręcić pełnometrażową, ambitną produkcję, w której główna rola przypadłaby właśnie Agnieszce. Filmowcy jadą do Płocka, gdzie rozpoczyna się casting do głównej roli męskiej, przyciągający cały korowód barwnych i dziwacznych indywiduów.

Komedia omyłek Paradowicza zbudowana jest na banalnych i ogranych patentach, które wszyscy gdzieś już widzieliśmy. Czy kogoś mogą śmieszyć policjanci stojący z suszarką, zamiast z radarem? Albo stereotypowo potraktowani bohaterowie, których cechy zostały wyolbrzymione do granic możliwości? I chociaż sam reżyser odżegnuje się od chęci wprowadzania jakichkolwiek rewolucyjnych zmian do gatunku, to „Fenomen” i tak wypada na tej płaszczyźnie, może nie tragicznie, to po prostu blado. Odbiór komplikuje też wspomniana wielowątkowość, która wprowadza niepotrzebny chaos i sprawia, że film jest wyjątkowo nierówny, a w najgorszych momentach nadzwyczaj nużący.

Najjaśniejszym punktem produkcji są kreacje aktorskie. Reżyser w głównych rolach obsadził młodych, mało doświadczonych aktorów, którzy poradzili sobie nad wyraz dobrze i w zasadzie udźwignęli cały film. Fenomenalnie, nomen omen, wypadły Anna Oberc i Monika Dryl w rolach Jadźki i Oliwii – infantylnych i głupiutkich przyjaciółek o nad wyraz małych rozumkach. Ich przerysowane zachowanie i dialogi autentycznie śmieszą. Równie komicznie rysują się relacje między nadopiekuńczą matką-dewotką ( świetna Elżbieta Okupska)
i gamoniowatym synem-aktorem (Rafał Cieszyński)
.

Można się domyślać, że w zamierzeniu Paradowskiego silną stroną filmu i swoistym puszczaniem oka do widza miały być epizodyczne role znanych i lubianych. Niestety ani Krzysztof Ibisz, ani Jan Nowicki czy Ryszard Barycz w żaden sposób nie uatrakcyjniają odbioru „Fenomenu”. Co więcej, oglądając ich na ekranie, zadajemy sobie pytanie co oni właściwie tam robią.

Szlachetny, skądinąd, cel jaki przyświecał reżyserowi rozbił się niestety o twarde skały rzeczywistości. Widz ma wrażenie, że twórcy chcieli zawrzeć w filmie wszystkie pomysły, jakie przyszły im do głowy. Mało zabawna komedia omyłek, satyra na przemysł filmowy, parodia komedii romantycznych, a także… promocja miasta Płocka, które było jednym z głównych beneficjentów przedsięwzięcia. Wyszedł z tego pokraczny twór, którego na pewno nie można nazwać fenomenem…

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)