3z12
"Mandy"
Panos Cosmatos, twórca popularnego na festiwalach "Za czarną tęczą", zachowując pełną autorską autonomię, proponuje wysoce wystylizowany trip będący, prawdę powiedziawszy, gatunkowym epigoństwem (naśladowaniem wybitnych poprzedników - przyp. red.).
Lecz jest to epigoństwo świadome, co owocuje bodaj najciekawiej wystylizowanym (przestylizowanym?) od lat hołdem dla kina zemsty, zderzeniem egotycznej ekspresji artystycznej ze skostniałym schematem fabularnym. Ale przede wszystkim "Mandy" jest filmem fantastycznie zbilansowanym i demonicznie transowym, tu faktycznie czuć diabła, siarkę i smród palonego mięsa.
Czysty obłęd, a pośród wszystkich tych dziwactw pląsa uzbrojony w piłę Nicolas Cage.