''Zabierzcie tego krokodyla ze sceny, bo umrę ze śmiechu!''
Bielicka nie podzieliła losu rodziny – miała szczęście, bo tuż przed wybuchem wojny zaczęła pracę w teatrze w Wilnie. Widzowie od razu ją pokochali; nawet w tych trudnych czasach potrafiła ich rozbawić i rozpalić w ich sercach nadzieję na lepsze jutro.
Szybko zaakceptowała tę swoją „charakterystyczność” i postanowiła zrobić z niej zaletę.
- Zelwer nauczył mnie sztuki aktorskiej. Już w szkole uświadomił mi, że będę aktorką charakterystyczną - wspominała w jednym z wywiadów. - Tak naprawdę dał mi popalić dopiero na trzecim roku. Przejęta do granic recytowałam jakiś tragiczny monolog, gdy nagle Zelwerowicz ryknął: „Zabierzcie tego krokodyla ze sceny, bo umrę ze śmiechu!”. A potem jeszcze mnie dobił: „Gdyby przyszło pani do głowy grać Ofelię, to radzę już w pierwszym akcie iść do zakonu, bo inaczej widzowie skonają ze śmiechu”...