Ile osób chodzi teraz do kina? Sprawdziliśmy. Liczby nie powalają
Teoretycznie od 6 czerwca możemy już oglądać filmy w kinach. Teoretycznie, gdyż wszystkie multipleksy wciąż są zamknięte, a działalność wznowiły jedynie niektóre kina studyjne. Lockdown w kinach został więc zniesiony tylko na papierze - w praktyce może trwać jeszcze kilka tygodni. Co i tak jest finansowo korzystniejsze niż otwarcie kina, w którym nie będzie widzów.
Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie miłośnicy X muzy będą mogli oglądać filmy na dużym ekranie tylko w kinach studyjnych. Na otwarcie multipleksów będziemy musieli jeszcze poczekać. Pytanie jak długo? W czerwcu szanse otwarcia wielosalowych kin w galeriach handlowych są raczej niewielkie. W dobie pandemii biznes kinowy stał się bowiem wysoko nieopłacalny. Przynajmniej dla właścicieli multipleksów, dla których powrót do działalności wiąże się ze znacznym zwiększeniem kosztów przy niewielkich wpływach ze sprzedaży biletów.
W tej sytuacji dużo mniejsze straty poniesie kino, które opłaci czynsz, często liczony w setkach tysięcy złotych, ale nie otworzy się dla widzów, niż obiekt, który wznowi działalność i narazi się na dodatkowe koszty związane z opłatami eksploatacyjnymi czy z pensjami dla pracowników.
Blockbuster w czasach pandemii
Nowe nakazy sanitarne, które wykluczają spożywanie produktów gastronomicznych podczas seansów (a co za tym idzie ich sprzedaż na barach) i umożliwiają wykorzystanie jedynie połowy miejsc na salach kinowych to tylko jeden wątek problemów, z którymi będą zmagać się multipleksy. Drugi związany jest z brakiem podstawowego towaru – filmów, które będą w stanie zapełnić sale choćby w 25 proc. A skąd je brać, skoro żaden z polskich dystrybutorów nie planuje na czerwiec premiery dużego filmu? Bo i planować nie może…
Letni okres w kinach jest zarezerwowany dla hollywoodzkich blockbusterów. Tymczasem za oceanem pierwszy tytuł, który w normalnych warunkach mógłby stać się przebojem (”Tenet” w reżyserii Christophera Nolana) będzie miał premierę dopiero 17 lipca. A i ta data wcale nie jest pewna. W tej sytuacji multipleksy w czerwcu i na początku lipca mogą liczyć na zaledwie 10-15 proc. widowni, która w analogicznych miesiącach gościła u nich w ubiegłych latach.
Czescy przodownicy
Spójrzmy, jak sytuacja wygląda za naszą południową granicą. W Czechach wszystkie multipleksy zostały otwarte już 7 maja. Przez cały miesiąc wyświetlały tytuły, które miały premierę w marcu lub wcześniej. W czasie pierwszego weekendu wpływy ze sprzedaży biletów wyniosły zaledwie 18,5 tys. dol. (430 tysięcy koron czeskich), w ostatni wzrosły do 120 tys. (2,8 mln koron). Tyle że w 2019 roku w majowy i czerwcowy weekend filmy zarabiały średnio blisko 900 tys. dolarów. Podobnie będzie zapewne w naszym kraju. Jeśli multipleksy otworzą się bez wsparcia dużych, głośnych produkcji.
W odmiennej sytuacji znajdują się obecnie kina studyjne. Stosunkowo nieduże koszty związane z prowadzeniem działalności, wsparcie (niestety tylko w niektórych przypadkach) ze strony organów samorządowych lub instytucji filmowych oraz repertuar nieuzależniony od kosztownego marketingu i wysokobudżetowych produkcji, to wszystko sprawia, że kina studyjne zaskakująco szybko odnalazły się w nowej rzeczywistości.
Wrocławskie Dolnośląskie Centrum Filmowe wystartowało zgodnie z planem w sobotę, otworzono trzy sale, inauguracyjny seans rozpoczął się o godzinie 16:00. Podczas pierwszych dwóch dni w kinie zjawiło się blisko 350 widzów. Całkiem niezły początek, choć trzeba zauważyć, że DCF był jedynym kinem, które podczas minionego weekendu wznowiło swoją działalność we Wrocławiu. Co ciekawe, największą popularnością cieszyły się dwa tytuły Davida Lyncha ”Głowa do wycierania” (1977) oraz "Miasteczko Twin Peaks. Ogniu krocz za mną” (1992), wyświetlane w ramach przeglądu filmów kultowego reżysera.
Magdalena Borgus z warszawskiego kina Luna zwraca uwagę, że kina studyjne mają obecnie w ofercie nie tylko cenione ”klasyki” prezentowane na pokazach specjalnych. W ich repertuarze znajduje się np. ”Sala samobójców. Hejter” czy ”W lesie dziś nie zaśnie nikt”, a więc dwa polskie tytuły, które najbardziej ucierpiały w związku z pandemią. Pierwszy z nich wyświetlany był zaledwie przez tydzień (osiągając w tym krótkim czasie bardzo dobry wynik – ponad 150 tys. widzów), drugi miał mieć premierę kilka dni po zamknięciu kin. Oba tytuły od pewnego czasu można już zresztą oglądać na VOD.
Powiew nowości
Jednak tym, co w obecnej sytuacji wyróżnia kina studyjne to nowości. Dystrybutorzy festiwalowych, niekomercyjnych filmów nie zamierzają bowiem czekać na lepsze czasy. Zachowana została repertuarowa ciągłość. Na dużym ekranie można więc obejrzeć produkcje, które zostały zdjęte z afisza tuż po premierze (np. nagrodzony w Cannes ”Biały, biały dzień”), jak i całkiem nowe tytuły, na razie na tzw. przedpremierowych pokazach (np. zdobywca głównej nagrody Europejskiej Akademii Filmowej ”Zdrajca”). Natomiast najbliższy piątek będzie dla kin studyjnych niemal, jak… zwykły piątek (taki sprzed pandemii), bo w repertuarze pojawią się premierowe tytuły (m.in. nominowane do Oscara za zdjęcia i w kategorii film nieanglojęzyczny ”Obrazy bez autora”).
W Warszawie podczas pierwszego weekendu po zniesieniu lockdownu zostało otwartych w sumie tylko kilka kin studyjnych. W ciągu dwóch dni gromadziły one około 150-200 osób. Nie jest to zły wynik, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że jest to 25-30 proc. ich widowni sprzed pandemii. Wygląda na to, że kinom studyjnym będzie dużo łatwiej wrócić do normalności niż multipleksom.
Nie we wszystkich dużych miastach kina studyjne wznowiły jednak działalność. Nie otworzyło się np. najstarsze kino w naszym kraju, czyli szczeciński Pionier. Tym samym ponad czterysta tysięcy mieszkańców miasta nad Odrą wciąż nie może zobaczyć filmu na dużym ekranie. Może natomiast wybrać się nad morze (tylko nie od razu wszyscy na raz!) i obejrzeć film w kinie w Międzyzdrojach. Brawo kino Eva!