''Ja się nie nadaję do szczęścia osobistego''
Czy jednak faktycznie aktor traktował swoje związki tak lekko? Gdy w Gali wytknięto mu, że zawiódł wiele kobiet, odpowiadał:
- To ich problem. Grałem z nimi w otwarte karty: jesteśmy ze sobą tak długo, jak wytrzymamy. Z nikim nie umawiałem się na bliskość. Były zdziwione, że odchodzę. Czasami same odchodziły. Zawsze im wszystko zostawiałem. Nie interesowały mnie garnki, telewizory, samochody. Urządzałem następne życie. Może nie jestem stworzony do tego cholernego szczęścia osobistego...?
Nie krył jednak, że rozstanie były dla niego bolesnym wydarzeniem.
- Każde rozstanie to dramat* – podkreślał w _Gazecie Wyborczej_. *- W moim przypadku tabloidy od razu rozpatrują rozstanie w kategoriach żenujących, głównie dopatrując się w nim błota: przewinień, perwersji, innych kobiet. Ale powtórzę: to dramat. Tak bywa. I boli cię, i kochasz, a musisz się rozstać.
- Ale są ludzie skazani na samotność – dodawał. - Jeżeli ja się ożeniłem po raz pierwszy po siedemdziesiątce, to naprawdę nie z wygodnictwa ani z perwersji, tylko z braku wiary, że ja się do tego nadaję. Giedroyc to kiedyś tak pięknie nazwał: "Ja się nie nadaję do szczęścia osobistego". Może kimś takim jestem ja? (sm/gk)