Jan Pietrzak: ojciec chrzestny polskiego kabaretu
Satyryk, aktor, ojciec chrzestny polskiego kabaretu, autor piosenek i, jak mówi o sobie, wielki patriota. Od zawsze wzbudzał kontrowersje, będąc solą w oku dla kolejnych ekip rządzących.
Satyryk, aktor, ojciec chrzestny polskiego kabaretu, autor piosenek i, jak mówi o sobie, zaprzysięgły patriota. Od zawsze wzbudzał kontrowersje, będąc solą w oku dla kolejnych ekip rządzących.
Nie da się zaprzeczyć, że Jan Pietrzak jest postacią niejednoznaczną. Wśród kolegów ma opinię z jednej strony osoby niezwykle utalentowanej i lirycznej (jak nazwał go Piotr Fronczewski), z drugiej wojowniczej i stanowczej.
- Zawsze był niedostępny, bezwzględny i okrutny. Ale to piękna postać. Za ”Żeby Polska była Polską” będę go zawsze cenił - mówił o Janie Pietrzaku poeta Jerzy Koperski.
- Kiedyś był po prostu Jankiem. Zmienił się, gdy nastała "Solidarność" i stał się wieszczem. Drżącym głosem opowiadał, jak ludzie reagują na "Żeby Polska...". Miałem wrażenie, że mu odbiło - mówił o Pietrzaku z tamtego okresu jego znajomy na łamach „Gazety Wyborczej”.
''Janczar komunizmu''
Urodził się na warszawskim Targówku w 1937 roku, jako syn Wacława i Władysławy z Majewskich. Ojciec satyryka zginął w 1942 roku, zamordowany na Pawiaku. Wiadomo, że sympatyzował z lewicową organizacją „Młot i Sierp”, a na skutek prowokacji został schwytany przez gestapo.
Pięć lat po śmierci męża Władysława została posłanką na Sejm Ustawodawczy i pełniła tę funkcję aż do 1952 roku.
Kiedy Jan miał 11 lat, matka wysłała go do szkoły kadetów, gdzie, jak wspominał po latach satyryk, „wychowywano go na janczara komunizmu”.
Legitymacja partyjna
Później przyszła kolej na szkołę oficerską i wstąpienie do PZPR.
- Nie miałem nic przeciwko zastanej rzeczywistości. Nie walczyłem z nią, ja z niej wyrastałem - byłem w ZMP, w partii. Socjalizm brałem wprost: to nasza fabryka, nasz kraj i mamy prawo mówić wyraźnie, co nam się nie podoba, a towarzysz sekretarz nie będzie nam dyktował, jaką uchwałę przyjmiemy. Dlatego w radzie robotniczej uchodziłem za krzykacza- mówił w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej”.
Tuż po zrzuceniu munduru Pietrzak rozpoczął pracę w Warszawskich Zakładach Telewizyjnych, gdzie przy taśmie montował pierwsze polskie odbiorniki.
''Byłem już zbyt niebezpieczny''
W 1960 roku Pietrzak stawił się na przesłuchanie do działającej w legendarnych „Hybrydach” Estrady Poetyckiej i z miejsca został przyjęty. Przez siedem kolejnych lat występował tam i pełnił funkcję kierownika sceny, aż do rozwiązania klubu, który padł ofiarą nagonki środowisk partyjnych.
- Byłem już zbyt niebezpieczny, goniła mnie cenzura, byłem prześladowany przez UB, więc koledzy postanowili mnie wyrzucić, żebym nie utrudniał im karier - tłumaczył w „Głosie ludu”, choć jak pisze Rafał Kalukin z „Gazety Wyborczej”, Pietrzak sam odszedł jeszcze przed zamknięciem klubu.
W 1967 roku rozpoczął działalność kultowy „Kabaret Pod Egidą”, w skład którego weszli również Adam Kreczmar, Jonasz Kofta, a z czasem wielu innych wybitnych artystów i aktorów.
''Żeby Polska była Polską''
To w barwach „Egidy” Pietrzak stworzył postać kultowego komentatora „pana Janka” oraz „Żeby Polska była Polską”. Jedna z anegdot mówi, że tytuł (w nieco innej formie)* wymyśliła Agnieszka Osiecka i sprzedała Pietrzakowi za 100 zł.*
Jakakolwiek nie byłaby geneza, piosenka stała się jednym z najsłynniejszych utworów schyłkowego komunizmu i hymnem Solidarności, który w nieco uproszczonej wersji śpiewał po angielsku sam Frank Sinatra.
W latach 80. piosenka podnosiła na duchu również Polonię podczas amerykańskiego tournee „Egidy”. To właśnie podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych Pietrzakowi zaoferowano obywatelstwo. Satyryk jednak odmówił i wrócił do kraju. Jak przyznał, kierował się patriotycznym obowiązkiem, ale i obawą, że komuniści nigdy nie wpuszczą go do kraju.
Trudna decyzja przypieczętowała rozwód z żoną Elżbietą,* która wybrała życie w USA.*
Również mały i wielki ekran
W swym bogatym dorobku Pietrzak był nie tylko kabareciarzem, autorem tekstów czy wykonawcą piosenek.
W 1973 roku pełnił przez jakiś czas funkcję szefa rozrywki TVP, później pracował kilka lat w redakcji „Szpilek”.
Z kolei widzowie mogli zobaczyć go wielokrotnie na małym i dużym ekranie.
Przed kamerą zadebiutował w 1971 roku w „Milionie za Laurę” Hieronima Przybyła. Sześć lat później brawurowo wcielił się w radiowca Joe w „Kochaj albo rzuć” Sylwestra Chęcińskiego, wypowiadając słynny monolog, który śmieszy do dziś.
Po raz ostatni zagrał u boku Christopha Waltza w przejmującym, „Życie za życie. Maksymilian Kolbe” z 1991 roku.
Do trzech razy sztuka
W jednym z wywiadów Pietrzak przyznał, że wyznaje zasadę do trzech razy sztuka – również w życiu miłosnym.
- Jesteśmy z Kasią ze sobą trzydzieści lat i ona ciągle mnie fascynuje. To piękna i mądra kobieta. Wychowywaliśmy razem pięcioro dzieci, trzech synów naszych i dwoje moich dzieci z poprzedniego małżeństwa – mówił Pietrzak kilka lat temu na łamach „Super Expressu”.
O żonie satyryka (na zdjęciu), młodszej od niego o 18 lat, zrobiło się głośno w 2014 roku, kiedy uratowała życie męża. Satyryk źle się poczuł, ale mimo to postanowił poprowadzić festyn z okazji rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja.
- Nie przeżyłby, gdyby tego dnia jego żona Kasia nie podała mu przed wyjściem z domu nitrogliceryny. Jego lekarze potwierdzili później, że to ona w pierwszej kolejności uratowała mu życie - mówiła "Na żywo" osoba z otoczenia artysty, który trzy dni później przeszedł ciężki zawał i został poddany operacji.
- To moja muza. Bez niej życie nie miałoby sensu - mówi o żonie Pietrzak. (gk/mn)