Wychowany w przemysłowym Benton wyrósł na arystokratę, najsłynniejszego ekranowego casanowę i genialnego aktora, który ma w dorobku całą masę filmowych gniotów. Poznajcie Johna Malkovicha.
[
]( http://www.przekroj.pl ) Wychowany w przemysłowym Benton wyrósł na arystokratę, najsłynniejszego ekranowego casanowę i genialnego aktora, który ma w dorobku całą masę filmowych gniotów. Poznajcie Johna Malkovicha.
Kreacje Malkovicha
Johnowi Malkovichowi upływa właśnie 56. wiosna, ale w przeciwieństwie do swojego rówieśnika, bohatera, w którego wcielił się w „Tajne przez poufne”, nie zamierza jeszcze pisać pamiętników. Za to coraz intensywniej zapisuje się na kartach historii kina.
Tylko w ubiegłym roku zagrał w dziewięciu filmach, przygotował do produkcji dwa kolejne, a teraz szykuje się, by stanąć po drugiej stronie kamery. Pracowitość – by nie powiedzieć pracoholizm – całkowicie zrozumiała u człowieka, któremu z górniczego Benton, siedmiotysięcznej mieściny w stanie Illinois, udało się wypłynąć na szerokie wody, zadziałała jak obosieczny miecz. Gdyby mniej zachłannie przyjmował role, zapewne uniknąłby kilku spektakularnych wpadek: „Akademii tajemniczych sztuk pięknych”, „Rozpustnika”, „Con Air”, „Portretu damy” czy „Hazardzistów”. Słabych filmów, z których pamięta się jedno – kreacje Malkovicha.
Jeden na milion
O jego ściszonym głosie, mówieniu z charakterystyczną opadającą intonacją, irytująco długich pauzach i innych dziwactwach powstały już legendy. Poczynając od tych tworzonych przez dziennikarzy (na przykład, że każe osobie pytającej czekać kilka minut na odpowiedź), na anegdotach jego autorstwa kończąc.
Choćby tej o kierowcy ciężarówki, który niegroźnie potrącił aktora. Dopiero gdy Malkovich się odezwał, kierowca uświadomił sobie, z kim ma do czynienia.
Być jak John Malkovich
Sukces Malkovicha polega na tym, że wnosząc w świat kina teatralną manierę, chyba jako jedyny aktor filmowy jakimś cudem przystosował ją do potrzeb ekranu. Jako jedyny hollywoodzki gwiazdor doczekał się też za życia filmu o nim samym – zwariowanej komedii „Być jak John Malkovich”, której bohater odnajduje drzwi prowadzące wprost do głowy aktora.
Talent
Nawet gdy wchodzi w skórę dziwaków, niepełnosprawnych czy złodziei i morderców, pozostaje wciąż tym samym piekielnie inteligentnym i tajemniczym facetem, którego myśli i motywów nigdy do końca nie jesteśmy pewni. Nie daje się ślepo reżyserować. Pewnie dlatego wyszedł ze współpracy z tłumem kiepskich filmowców (odpowiedzialnych za porażki wymienione wyżej) bez większych szkód na talencie.
– John jest aktorem z ogromnym doświadczeniem, bardzo kreatywnym, interpretującym na swój sposób. Na szczęście jest montaż, można wybrać te duble, które były najbliżej wizji reżysera – mówi „Przekrojowi” Steve Jacobs, reżyser wchodzącej właśnie na polskie ekrany „Hańby”.
Role
Z odpornością Malkovicha na sugestie reżysera bodaj najboleśniej zderzył się Stephen Frears, kręcąc „Niebezpieczne związki” (1988).
– Nie chciał „drobić” kroku. Wygłaszając dłuższe frazy, właściwie nie wiedział, gdzie ma zaczerpnąć oddech. Nie reagował na uwagi o tym, że się garbi – wspomina reżyser. Nieco zgarbiony, z zadyszką, w dodatku poruszając się pewnym krokiem, wyszedł mimo wszystko z „Niebezpiecznych związków” spektakularnie zwycięsko. Rola podrywacza i manipulatora wicehrabiego de Valmonta przyniosła mu nie tylko międzynarodową rozpoznawalność, ale także jakże miłe dla aktora płci męskiej miano symbolu seksu.
Wizerunek amanta
O ile uwodzicielski wizerunek amanta dla widzów, którzy znali go z wcześniejszych ról (głównie dziwaków), mógł być zaskoczeniem, o tyle dla znajomych Malkovicha z czasów liceum był z pewnością wizualnym szokiem porównywalnym z tym, który przeżyliście, wchodząc na stronę serwisu Nasza-klasa.pl.
Treningi
16-letni John, ponad sto kilogramów żywej wagi, w grach zespołowych, szczególnie w futbolu, był nie do pokonania – zwyczajnie taranował współzawodników.
Nic więc dziwnego, że do ostatniej klasy liceum wszyscy sądzili, że zostanie futbolistą. Wszyscy poza Johnem. Znudzony nadwagą rozpoczął dwumiesięczną dietę cud, podczas której jadł wyłącznie galaretkę.
Broadway
Uszczuplony do normalnych rozmiarów John zamiast na treningi zaczął wreszcie biegać na randki, z których jedna, ta najbardziej pamiętna, skończyła się na teatralnej próbie jego dziewczyny.
Owszem, czytelniku, było dokładnie tak, jak się spodziewasz – to był moment, w którym Malkovich złapał bakcyla teatru. Zamiast o pracę w kopalni w Benton zaczął się starać o przyjęcie na aktorstwo na Uniwersytecie Stanowym Illinois. Później poszło jak z płatka. Studia, założenie ze znajomymi grupy teatralnej Steppenwolf, której sława szybko wybiegła poza Chicago i dotarła na Broadway.
Sympatia
Aktor zdobył sympatię krytyki, która od tej pory przez ćwierć wieku prawie nigdy się na jego grze nie zawiodła. Notoryczny zawód sprawiał za to prasie brukowej. Ekranowy de Valmont w prawdziwym życiu dopuścił się ledwie jednego romansu: z grającą jego filmową miłość – Madame de Tourvel – Michelle Pfeiffer. Po paru miesiącach było po sprawie, ale niestety także po pierwszym małżeństwie Malkovicha.
Kolejną i jak dotąd ostatnią (sami widzicie, jaka nuda) wybrankę, pół Włoszkę, pół Francuzkę Nicolettę Peyran, poznał na planie „Pod osłoną nieba” Bernarda Bertolucciego.
Europa
Nicoletta otworzyła nie tylko nowy okres w jego życiu uczuciowym, ale także w jego życiu w ogóle. To za nią przyjechał do Europy, na 15 lat oddalając się od filmowego epicentrum – Hollywood. – Gdy nie jesteś na miejscu, ludzie po prostu o tobie zapominają. „Kim, do cholery, jest John Malkovich?” – pytali niejednokrotnie producenci – tłumaczy aktor. Nie da się ukryć, że dokładnie od trzech lat, kiedy to porzucił posiadłość w Prowansji na rzecz Cambridge w stanie Massachusetts, gra w Stanach coraz więcej.
Ale z pewnością nie ma powodów żałować europejskich lat. To w Europie pracował bodaj z najciekawszymi reżyserami, których spotkał w karierze: Wimem Wendersem, Michelangelem Antonionim, Volkerem Schlöndorffem.
Podatki
Dlaczego zostawił Francję? Dziennikarze ogłosili, że ta decyzja była gestem sprzeciwu wobec polityki Jacques’a Chiraca w Iraku (Chirac nie poparł Busha). Sam Malkovich zaprzecza.
– Chodziło o podatki – tłumaczy. Urząd skarbowy wsiadł na dzieci Malkovicha i Peyran, bo nie są małżeństwem. Zamiast długiego procesu wybrał emigrację.
Polityka
Czy wersja dziennikarzy była aż tak nieprawdopodobna? Malkovich miał od zawsze zdeklarowane poglądy polityczne.
– John jest konserwatystą. Zawsze droczy się ze mną o to, że żyję w tym „niechlujnym, brudnym, lewackim Notting Hill” – opisywał Malkovicha kilka lat temu aktor William Hootkins. – Dla niego Anglia to Chelsea. On autentycznie uwielbia to, że mamy arystokrację!
Arystokrata
Zresztą wizerunek arystokraty: elegancja (projektuje sobie ubrania), inteligencja (niektórzy twierdzą, że wracając do USA, wybrał Cambridge, by być blisko Harvardu) i kosmopolityzm (zna kilka języków), pasuje do Malkovicha jak ulał.
Także pobyt w posiadłości w Prowansji sprzyjał hołdowaniu arystokratycznemu, wyniesionemu nad doczesne problemy modelowi życia. Co innego rzeczywistość Ameryki A.D. 2009.
Kryzys
Czy to właśnie powrót do ogarniętego kryzysem kraju spowodował, że w konserwatyście obudził się działacz i sympatyzujący z biedakami aktywista? A może przyczyną była zbliżająca się wielkimi krokami starość, sentymentalne powroty do czasów dzieciństwa, gdy emigranckiej rodzinie Malkovichów (dziadkowie aktora pochodzą z Jugosławii) żyło się znacznie gorzej niż jemu dziś?
Za kamerą
Tak czy inaczej, stając ponownie za kamerą (debiutował jako reżyser w 2002 roku „Tancerzem”), nie tylko sięga po bardzo upolityczniony gatunek - dokument, ale także po drażliwy dla administracji temat – dzieci emigrujące nielegalnie z Meksyku do Ameryki. W Hollywood ten akt zostanie odczytany jednoznacznie jako przejście na stronę zaangażowanych.
Tym bardziej że do pracy przy „Triple Crossing” zaprosił firmę producencką Diega Luny i Gabriela Garcii Bernala, dwóch najbardziej aktywnych na arenie politycznej latynoskich aktorów.
Hańba
Zwrot w karierze Malkovicha – jak często w życiu aktora bywa – zaskakująco współgra z jego najświeższą rolą w ekranizacji „Hańby” Johna Maxwella Coetzeego. Starzenie się, chęć pozostawienia po sobie światu czegoś wielkiego, zderzenie wydumanych ideałów z brutalną rzeczywistością – oto przed czym zostaje postawiony grany przez niego profesor Lurie.
– To była trudna rola – mówi nam reżyser Steve Jacobs. – Bardzo niewielu aktorów potrafiłoby zagrać tę tak pełną sprzeczności, przegraną, odrzucającą postać.
Oscary
Lurie w wykonaniu Malkovicha to mistrzowskie studium odwiecznej wojny kultury z naturą. Świadomość konsekwencji ściera się z erotycznym pożądaniem, żądza zemsty z poszanowaniem decyzji drugiego człowieka. Ta kreacja powinna przynieść mu na przyszłorocznej ceremonii rozdania Oscarów statuetkę. Gdyby tak się stało, byłby to – choć trudno w to uwierzyć – pierwszy Oscar w jego życiu.
Jak dotąd Akademia konsekwentnie Malkovicha ignorowała, nie uwzględniając go nawet wśród nominowanych – ani za rolę de Valmonta, ani złodziejaszka Basiego w „Imperium słońca”, ani tragikomicznego Alana Conwaya w „Być jak Stanley Kubrick”. Szanse na Oscara miał tylko dwukrotnie – przy okazji „Miejsc w sercu” i „Na linii ognia”.
Kara
Od premiery tego drugiego, czyli od 1993 roku, Akademia w sprawie Malkovicha milczy. Czy to przypadkiem nie sposób na swoiste ukaranie outsidera? Nie raz i nie dwa Malkovich publicznie beształ przecież kino za brak głębi („Chodzi mi oczywiście o to, że ekran jest płaski” – prostował później z cudowną ironią), lekceważył publiczność („To, co sądzą o mnie inni, naprawdę mnie nie obchodzi”).
I choć na pierwszy rzut oka te pełne ignorancji zdania brzmią jak jakieś wyświechtane frazesy, to Malkovich ma na nie całkiem logiczną obronę.
Miłość
– Biznes, w którym pracuję – tłumaczy – gwarantuje mi robienie rzeczy, które kocham. Za jeden film zarabiam pieniądze, na które inni muszą pracować 10–15 lat. Ludzie na całym świecie oglądają efekt mojej pracy. Jeśli ktoś, będąc na moim miejscu, mimo wszystko by się umartwiał, oznaczałoby to, że jest kompletnym kretynem.
Takst: Karolina Pasternak