Spalona twarz i urwana noga
O tym, że kaskaderka to trudny kawałek chleba wiadomo nie od dziś. Potwierdza to Fus, który w wywiadzie dla "Głosu Szczecińskiego" opowiedział o ciemnych stronach swojego zawodu.
- To, że jestem taki piękny, to zasługa mojej mamy. W 1967 r. na planie spaliła mi się twarz, a mama dała mi swoją skórę spod piersi. Śmieję się, że moja twarz ma ponad sto lat, chociaż ja młody chłopak jeszcze jestem – wyznał z rozbrajającą szczerością.
To nie wszystko. Na planie "Dublerów”" Marcina Ziębińskiego kaskaderowi urwało nogę, choć jak zaznacza, był to błąd pirotechnika, a nie jego.
Śmieje się, że w ciele ma więcej śrubek i metalu niż włosów na głowie. Choć uratowały mu zdrowie i życie, to na co dzień mogą okazać się prawdziwym utrapieniem. Zwłaszcza podczas odprawy na lotniskach.
- Na każdym lotnisku proszą mnie, żebym wyjął metalowe przedmioty, bo ciągle brzęczę na bramce. Kiedyś się zbuntowałem i mówię, że nie wyjmę i na pytanie, dlaczego, powiedziałem, że mam je w zadku! To są te okrutne strony zawodu, szpitale, paraliże i sprężyny w kręgosłupie – wspominał dziś 76-letni filmowiec.