Na kłopoty – firma
Pobrali się i wkrótce na świat przyszła ich córka. Zającówna coraz więcej czasu spędzała w domu przy Gabrysi, pracę zawodową stawiając na drugim miejscu.
Dziecko stało się ich całym światem – nawet kiedy założyli firmę producencką, nazwali ją na część córki: "Gabi".
Jak przyznawali, wspólny interes miał być też sposobem na uratowanie ich związku.
- Kiedy urodziła się Gabrysia, Krzysztof poczuł się odtrącony – wspominała Zającówna. - Na chwilę zapomnieliśmy, że się kochamy. Szybko jednak doszliśmy do wniosku, że musimy ratować nasz związek. Postanowiliśmy poświęcać sobie więcej uwagi, zrezygnowaliśmy z niektórych zawodowych planów, tych, które wymagały od nas ciągłych wyjazdów. Założyliśmy firmę, by pracować na miejscu, w Warszawie.