''Może być tylko muzykiem''
- Wiem, że bawił się w wojnę i kiedyś kredą napisał z błędem „komęda”. Śmiali się, więc powiedział, że jeszcze będzie kiedyś „komędą”, choć wtedy z wojskiem mu się to kojarzyło. No i potem wziął sobie to za pseudonim – opowiadała w wywiadzie dla Gazety Wyborczej jego żona, Zofia Komeda-Trzcińska. To ponoć właśnie ona przekonała męża, by całkowicie poświęcił się muzyce.
- Wybrał laryngologię, bo chciał się dokształcić w fonetyce. Myślał, że na całe życie zostanie lekarzem, a jazz tylko z doskoku będzie uprawiał. Dopiero ja mu powiedziałam, że może być tylko muzykiem – mówiła.