Powrót wilczycy
Jeśli część pierwsza „Wilczycy” była kameralnym filmem grozy, porównywalnym do produkcji studia Hammer, to sequel jest zupełnym pójściem na całość.
Gumowe monstrum, aktorstwo gorsze niż w "jedynce" (to możliwe), scenariusz dziurawy, jak szwajcarski ser. To co miało wywoływać spazmy panicznego strachu, żenuje i powoduje ból brzucha… ze śmiechu. Obraz przeznaczony dla masochistów i koneserów ekstremalnych filmowych wrażeń.
Choć z drugiej strony – chwała reżyserowi, że zmierzył się z tak niepopularnym w naszym kraju gatunkiem, borykając się przy tym z małym budżetem i niechęcią środowiska. Fotografia obok pochodzi z części pierwszej.