„Łotr 1. Gwiezdne wojny - historie”: film Garetha Edwardsa lewacką propagandą? Tak przynajmniej utrzymuje wicenaczelny „DoRzeczy”

Pamiętacie niedorzeczną analizę „Gwiezdnych wojen” w wykonaniu Grzegorza Brauna? Okazuje się, że kandydat na urząd Prezydenta RP to niejedyny człowiek prawicy, który podjął się dekonstrukcji filmu z uniwersum George’a Lucasa. Głos w sprawie „Łotra 1” zabrał właśnie Piotr Zychowicz, wicenaczelny „DoRzeczy”.

„Łotr 1. Gwiezdne wojny - historie”: film Garetha Edwardsa lewacką propagandą? Tak przynajmniej utrzymuje wicenaczelny „DoRzeczy”
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Grzegorz Kłos

Piotr Zychowicz, dziennikarz i historyk, autor kontrowersyjnej książki "Pakt Ribbentrop-Beck", podzielił się na Facebooku odczuciami związanymi z seansem spin-offu „Gwiezdnych wojen” (naszą recenzję przeczytasz TUTAJ).

Wicenaczelny „DoRzeczy” zaczyna swój wywód krytyką kwestii czysto filmowych, utyskując na słaby poziom aktorstwa i kiepski scenariusz, których jego zdaniem nie ratują „wypasione efekty komputerowe”. Jednak o ile powyższe zarzuty wpisują się w normalny dyskurs recenzencki (nie każdemu film musi się przecież podobać), o tyle kolejne pretensje są już czysto ideologiczne.

- Ekipa „dobrych” (czyli rebeliantów) wygląda jak żywcem wyjęta z jakiegoś multi-kulturalnego squatu. Murzyn, Chińczyk, Meksykanin z dredami, robot i jakieś dziwolągi. Całością oczywiście dowodzi kobieta *– narzeka Zychowicz, podkreślając, że w *Łotrze 1 „polityczna poprawność twórców została doprowadzona do absurdu”.

- Wszystko to umorusane, pstrokate, rozchełstane. Wszędzie bajzel i chaos. Kluczowe wojskowe decyzje rebeliantów podejmowane są w brudnej jaskini za pomocą… demokratycznego głosowania! A raczej ogólnego przekrzykiwania się i jazgotu – pisze wicenaczelny konserwatywno-liberalnego tygodnika.

Uwadze Zychowicza nie uszedł również sposób sportretowania na ekranie Ciemnej strony Mocy, czyli Imperium.

- Oczywiście sami biali mężczyźni! Uporządkowani, w czystych i wyprasowanych mundurach. Wszystko jest wzorowo, racjonalnie zorganizowane. W szeregach armii imperium panuje (o, zgrozo!) dyscyplina. A całością kieruje monarcha.

W opinii dziennikarza taki zabieg nie jest przypadkowy i ma za zadanie ukierunkować młodego widza „co ma się dobrze, a co źle kojarzyć”.

Na zakończenie Zychowicz podkreśla, że przez cały seans kibicował Imperium, a w zasadzie jedynym plusem filmu Edwardsa jest Lord Vader.

- Mam nadzieję, że w kolejnej części wszystkich rebeliantów pokroi mieczem świetlnym na plasterki ;).

Trudno wyczuć, czy w ostatnim akapicie swojej recenzji Zychowicz kpi (co może sugerować emotikona), czy jest śmiertelnie poważny niczym Barney Stinson, bohater serialu „Jak poznałem waszą matkę”, który w „Terminatorze” kibicował morderczemu cyborgowi, a w „The Karate Kid” przeciwnikowi tytułowego bohatera. Oryginalny wpis Zychowicza możecie przeczytać TUTAJ.

Interpretacja Zychowicza budzi uzasadnione wątpliwości, czemu wyraz dali internauci komentujący wpis dziennikarza. O ile bowiem kwestia scenatriusza to rzecz subiektywna, o tyle dopatrywanie się propagandy, tam gdzie jej nie ma, zakrawa na absurd. Motyw drużyny zróżnicowanej pod względem rasy, płci czy wyglądu jest obecny w literaturze oraz kinie od zawsze i stanowi do bólu konwencjonalny archetyp. Absurd takiego rozumowania idealnie podsumował internauta Adam Par, który zrecenzował w identyczny sposób "Miasto 44" Jana Komasy. Prześmiewczy wpis bije w sieci rekordy popularności.

Obraz
© Facebook.com

Piotr Zychowicz to niejedyny prawicowy publicysta, który zmierzył się uniwersum stworzonym przez George’a Lucasa. W 2015 roku reżyser Grzegorz Braun, autor słynnego hasła wyborczego „Kościół, szkoła, strzelnica”, opublikował w sieci film, w którym szczegółowo zanalizował „Gwiezdne wojny”. Mogliśmy dowiedzieć się z niego m.in., że rycerze Jedi to ubecy, a mistrz Yoda jest Żydem.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (134)