''Wszystko było zaprogramowane''
Tą czwartą żoną była właśnie Magdalena Cwenówna. Poznali się, gdy była jeszcze 20-letnią studentką wysłaną na zastępstwo do teatru, w którym reżyserował.
- Weszłam onieśmielona do jego gabinetu i powiedziałam: „Nazywam się Magdalena Cwen” - wspominała w Nowej Trybunie Opolskiej. - Popatrzył na mnie i powiedział: „A cóż to za nazwisko, Cwen? U mnie będzie się pani nazywała Cwenówna”. I tak już zostało. To może wydać się śmieszne, ale dla mnie to też jest element pewnej całości. Kolejne żony: Zośka Rysiówna – Ryś, Zośka Kucówna – Kuc, Magda Cwenówna – Cwen. Wszystko jednosylabowe nazwiska. Na dodatek wszystkie jesteśmy z maja.
To nie był przypadek, wszystko zaprogramowano. Śmieję się, że Magda Umer – a był okres ogromnej sympatii między nimi – nie miała szans, bo jej nazwisko jest dwusylabowe.