Magdalena Zawadzka: Wdałam się w męża
Magdalena Zawadzka i Gustaw Holoubek byli małżeństwem przez 35 lat. Aktorka, która zaskarbiła sobie miłość widzów rolą Basi Wołodyjowskiej, twierdzi, że wdała się w męża. Sprawiły to wspólnie przeżyte lata, w czasie których ona stała się częścią jego, a on częścią niej. Od śmierci męża, który dla wielu był mistrzem zawodu i autorytetem moralnym, aktorka stara się ocalić od zapomnienia jego portret.
**
Od 3.lipca 2008 Gustaw Holoubek ma swój pierwszy pomnik - jest nim ławeczka, na której siedzi w Międzyzdrojach tuż przy Promenadzie Gwiazd.**
Cieszę się, że pomnik wygląda tak prywatnie, nie bohatersko. Gustaw zawsze kpił z nadętych i sztucznych ceremonii. Był skromnym, dowcipnym i pogodnym człowiekiem. Gdyby tu stanął jego pomnik na ogromnym cokole, w bohaterskiej pozie, pewnie by się z tego śmiał. Michał Selerowski wyrzeźbił go w taki sposób, w jaki zwykł obcować z ludźmi - siadywał na ławeczkach, w kawiarniach i rozmawiał. Dzięki temu, że ławeczka znajduje się przy deptaku, ludzie będą mogli sobie koło niego posiedzieć. Nigdy w związku z tym nie będzie sam. A już wkrótce doczeka się drugiego pomnika. Jesienią w foyer Teatru Dramatycznego w Warszawie zostanie odsłonięta pamiątkowa tablica i wyrzeźbiony portret Gustawa Holoubka, a Teatr Dramatyczny, któremu przez jedenaście lat dyrektorował, będzie nosił jego imię. Tak przez aklamację postanowiła rada miasta. W tym wypadku cały teatr będzie jego pomnikiem.
**
Pomnik, choćby najpiękniejszy, człowieka jednak nie zastąpi. Porozmawiajmy więc o człowieku, który zachował się w Pani sercu i pamięci. Co Panią ujęło w Gustawie Holoubku do tego stopnia, że postanowiła z nim zostać na zawsze?**
Jednych zachwycał jego charakter, innych magnetyczne spojrzenie... Jan Kott powiedział kiedyś o nim - "Nie jest piękny. Ma tylko cudowne oczy..." Tu bym się z panem Kottem nie zgodziła, ponieważ dla mnie mój mąż był pięknym, przystojnym mężczyzną i do tego wszystkiego miał jeszcze cudowne oczy. Ale kryteria piękności, jak pani wie, są różne i w sprawach gustów się nie dyskutuje.
**
Czy pamięta Pani pierwsze spotkanie z Gustawem Holoubkiem? Podobno aż szyby popękały...**
Zgadza się, było to przy okazji mojego pierwszego filmu "Spotkanie w Bajce" w reżyserii Jana Rybkowskiego. Cała ekipa filmowa mieszkała w budynku szkoły. W momencie, kiedy zostałam zaproszona na kawę przez mojego przyszłego męża i Andrzeja Łapickiego, odmówiłam i tak szybko chciałam zniknąć z ich oczu, że nie zauważyłam szyby w drzwiach i wybiłam ją głową. Ale miałam lat szesnaście, a panowie byli dojrzałymi mężczyznami. Poza tym mama uczuliła mnie i kazała mieć baczenie na wszelkie podejrzane propozycje - wiadomo, środowisko artystyczne, swoboda obyczajów...(śmiech).
**
Jak potoczyła się historia waszej znajomości...**
Właściwie przez pewien czas w ogóle się nie toczyła. W trakcie studiów w szkole teatralnej i po jej ukończeniu spotykałam się z Gustawem sporadycznie przy różnych okazjach w pracy, ale nie zwróciliśmy na siebie uwagi - ani on na mnie, ani ja na niego. Aż do chwili, kiedy razem mieliśmy zagrać w przedstawieniu "Życie snem" Calderona de la Barki w Teatrze Dramatycznym. Mąż, akurat wtedy, świeżo został do Teatru Dramatycznego zaangażowany. No i jak to w życiu bywa, nie wiedzieć dlaczego - może to są kosmiczne sprawy, że dwie energie spotykają się we właściwym miejscu i czasie - stało się! Zakochaliśmy się w sobie.
**
Dwie bardzo różne energie - pani ognista i żywiołowa, i jego bardziej spokojna. Przynajmniej takie krążą opinie...**
Muszę to sprostować - Gustaw miał energię podobną do mojej. Opinia, że był taki stateczny i poukładany, jest nieprawdziwa. Mój mąż był pełen temperamentu, witalności, dowcipu i humoru. Zawsze się śmiałam, że dla żartu sprzedałby ojca i matkę. Był bardzo dobrze wychowany i to dobre wychowanie oraz jego filozofia życiowa trzymały go w ryzach. Bo postrzeleńcy, sama pani przyzna, są na dłuższą metę męczący.
**
Ale był to jednak typ bardziej miejski...**
Wyłącznie miejski. Lubił miasto - jego urodę i charakter. Uwielbiał przesiadywać w kawiarniach przy kawie i ciastku, a jak jeszcze zdarzył się ciekawy rozmówca, był po prostu szczęśliwy. Można go było spotkać u Bliklego, gdzie gawędził sobie z Tadeuszem Konwickim czy Andrzejem Łapickim. Miasto idealnie się z nim komponowało.
**
Podobno Pan Gustaw miał wielu dobrych znajomych, lecz przyjaciół nielicznych...**
To prawda. Właśnie siedzi obok mnie jego wielki przyjaciel Janusz Hellich. On i jego żona - mimo dzielących nas kilometrów, bo państwo Hellichowie mieszkają w Norwegii - są wielkimi przyjaciółmi domu. Natomiast przyjacielem warszawskim był Tadeusz Konwicki. Oczywiście, miał jeszcze bardzo bliskich znajomych.
**
O czym najczęściej toczyły się rozmowy w domu przy stole...**
O wszystkim. Nie było wiodących tematów, ani tematów tabu. Nie rozmawialiśmy przecież bez przerwy o teatrze, filmie i telewizji. Mówiliśmy o rzeczach wielkich i małych. A często po prostu siedzieliśmy sobie w milczeniu. Każdy robił swoje, zajmował się sobą. Nie jest konieczne cały czas gadać. Milczenie bywa cudowne. Szczególnie w domu, po całym dniu obcowania z ludźmi.
**
Czy mąż wpływał na Pani decyzje zawodowe?**
Nie tyle wpływał, co doradzał. Kiedy pojawiały się wątpliwości, wtedy wzajemnie się radziliśmy - on pytał mnie o zdanie, a ja jego. Zabawne, wszyscy myślą, że był osobą, która wszystko wiedziała i dość kategorycznie podejmowała decyzje. Zawsze radził się albo mnie, albo przyjaciół, jeśli tylko miał jakieś wątpliwości. Razem rozstrzygaliśmy, który wybór będzie słuszny.
**
Najcenniejsza rada, jaką Pani usłyszała w życiu...**
Rada mojej babci - Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło...
**
Czas nas uczy pogody?**
Pewnie tak... choć na razie trudno jest mi w to uwierzyć. Musi upłynąć znacznie więcej czasu...
**
Wspomniała Pani babcię. Jaki był Pani dom rodzinny?**
Był to dom ludzi wykształconych - ojciec skończył politechnikę, mama SGGW, oboje znali języki. Kiedy się urodziłam moi rodzice byli bardzo młodzi. W życiu stawili raczej na być, niż mieć. Wiązało się ze stylem życia - częste wycieczki, obcowanie z przyrodą, wyjazdy, książki, muzyka, teatr i kino. Pomnażanie majątku było zdecydowanie na dalszym planie. Moi rodzice nie byli zamożni, ale w naszym domu było interesująco.
**
Nie byli surowymi rodzicami?**
Ojciec był bardziej surowy. Może przez to, że jako młody chłopak przeszedł straszną szkołę jaką była wojna. Był w AK, bohaterem Powstania Warszawskiego, żołnierzem armii Andersa. Być może doświadczenia wojenne uczyniły go bardziej zasadniczym i rygorystycznym. Mama była inna, co zapewniało ich związkowi odpowiednią równowagę.
**
Czasem mówi się, że dziecko wdało się w ojca lub matkę...**
Ja wdałam się w męża (śmiech). Mam jego charakter, sposób bycia, myślenia. Dlatego został moim mężem, odnaleźliśmy się we wszechświecie. Człowiek staje się taki, jak osoba, z którą długo przebywa... a my przeżyliśmy razem 35 lat. On stał się częścią mnie, ja częścią jego.
**
Ma Pani swój sposób na okiełznanie stresu?**
Niestety nie mam. Staram się tłumaczyć samej sobie, słucham mądrych ludzi, tacy mnie otaczają. Pomagają mi słowem, swoją serdecznością. Stres jest niezależny od nas, ponieważ nie jest stanem umysłu, lecz emocji, a nad emocjami ciężko jest panować. Moje życie mimo wszystko było pogodne. Myśmy z Gustawem smutki przepędzali. Oboje mieliśmy taki charakter, że nie pielęgnowaliśmy ani smutków, ani urazów, ani żadnych innych spraw, które mogłyby zakłócić harmonię naszego związku. Zawsze ratowaliśmy się poczuciem humoru, mądrą radą, większym dystansem do życia Gustawa, niż ja miałam. Tego uczyłam się od Gustawa.
**
Jak ocenia Pani książkę "Rozmowy. Gustaw Holoubek" Małgorzaty Terleckiej-Reksnis?**
Jestem nią zachwycona! Byłam jedną z pierwszych czytelniczek. Znałam te rozmowy na pamięć, ponieważ Gustaw rozmawiał przy mnie i ze mną. Jestem szczęśliwa, że te jego myśli zostały utrwalone. Mogę sobie teraz do tego wracać.
**
Nie nosi się Pani z zamiarem napisania własnej książki?**
Jeszcze nie jestem tego pewna - może kiedyś? Sprawa jest otwarta. Być może napiszę coś w formie wspomnień, choćby dla siebie i syna Jaśka.
**
Właśnie - syn. Jak to się stało, że został operatorem filmowym?**
Sam wybrał sobie to zajęcie. Nikt niczego mu nie sugerował. W wieku lat czternastu kamera stała się dla niego głównym partnerem życiowym. Z miłością robił krótkometrażowe filmy, pojawiły się nagrody na festiwalach amatorskich. I tak doturlał się do wieku, kiedy mógł zdawać do szkoły filmowej. A zdał za pierwszym podejściem, jak to powiedział bardzo dowcipnie: "Mamo, tato, zdałem mimo nazwiska".
**
Jak ocenia Pani jego prace?**
Nie chciałabym być fałszywie skromna, ani wyjść na megalomankę, ale uważam, że jest bardzo utalentowany, a to, co widziałam wydaje mi się niebywale interesujące. Film "Słońce i cień", który jest rodzajem dokumentu - impresji o Gustawie Holoubku, jest naprawdę piękny.
**
Jakim dzieckiem był Jasiek?**
Był z nami bardzo związany. W zasadzie do szesnastego roku życia nie rozstawaliśmy się. Nie dlatego, że był niesamodzielny, po prostu lubił z nami być. To bardzo miła świadomość. Pamiętam nasze wspólne wyjazdy. Zdarzało się, że towarzyszyły nam grupa jego kolegów i koleżanek z liceum. Nawet na zagraniczne wojaże matki powierzały mi swoje dzieci. Było fantastycznie. Później jeździł już osobno ze swoim towarzystwem. Usamodzielnił się. Naturalna kolej rzeczy - z chłopca wyrósł młody mężczyzna, który ma w tej chwili narzeczoną i własne plany rodzinne.
**
Lubi Pani podróżować?**
Uwielbiam. Za jakiś czas muszę znowu zacząć wyjeżdżać. Nie mam ukochanego miejsca na świecie. Przyznaję, że lubię miejsca gdzie jest ciepło, zwłaszcza kraje basenu Morza Śródziemnego - Włochy, Hiszpanię, Francję, Grecję, Chorwację. Ciągnie mnie też do Afryki, Ameryki, w której byłam wielokrotnie. Nie widziałam jeszcze Ameryki Południowej, która jest podobno nieprawdopodobnie interesująca. Jeżeli mi się uda, coś jeszcze z tego zobaczyć będę szczęśliwa. Ale nie spieszę się z niczym.
**
Życie płynie dalej jak rzeka...**
A ja idę z nurtem tego, co się wydarza. W życiu staram się zachować spokój i pogodę ducha. Nie mam w sobie zawiści, niczego nikomu nie zazdroszczę. Co najwyżej patrzę z podziwem i uznaniem. Biorę, co daje mi los i nie narzekam, choć powodów do zmartwień nie brakuje, tak jak każdemu. Kiedy grałam w Teatrze Telewizji żonę Sokratesa, Ksantypę, postanowiłam bliżej przyjrzeć się filozofii ateńskiego mędrca. Do dziś w życiu towarzyszy mi maksyma - "Nic za dużo. Nic ponad miarę". No, może z wyjątkiem butów...
**
Dziękuję za rozmowę.**