Matematyka nie jest w stanie odwzorować człowieczeństwa

Dziwnie znajomy schemat. Schorowany ojciec (Anthony Hopkins)
, dom i dwie, dorosłe córki. Jedna idzie drogą kariery, druga (Gwyneth Paltrow)
, postanawia zaopiekować się ojcem. Przemijającym geniuszem matematycznym. Umysłem, który już skazano na śmierć. Wykorzystano jego dar, a potem pozwolono opaść w głębię szaleństwa i choroby. Gdy naprawdę umarł, w rzeczywistości wszyscy się dziwią, że jeszcze żył...

20.12.2006 15:12

Co ma teraz zrobić córka? Jak żyć dalej, gdy odszedł sens jej egzystencji? Ideał i dowód jej istnienia? Jak żyć w społeczności akademickiej, tak oschłej, wypompowującej z człowieka tylko jego umysł, a pozostawiającym uczucia niebytowi? Jak trwać dalej, gdy ojciec, dla niej namacalny wciąż, którego widzi, którym zajmowała się jak dzieckiem, jest tylko odbiciem dokonań, a nie człowiekiem... Co zrobić, gdy powoli zaczyna wszystko tracić, a sępy rzucają się na jego ostatnie zapiski?

A może i ona jest geniuszem? Czy lata spędzone z ojcem, w rzeczywistości nie były męczącym okresem wzmożonej pracy umysłu i naciskiem na jej własnej umiejętności. Wysupływaniem z niej niteczek szaleństwa, ale i geniuszu, które zdają się nierozerwalnie ze sobą splatać w umysłach ludzi w tkaninę, którą nie każdy jest w stanie pojąć w pełni. Tylko po to, by razem stworzyć DOWÓD.

Dowód? To słowo – symbol, przemyka przez nudnawą na pierwszy rzut oka fabułę filmu. Prostą i jakże spokojną. Pełną miłości, ale i rywalizacji. Zakłamania, ale i prawdy. Smutnej, rodzinnej i dobitnej. Wszystko wciska się pomiędzy genialną, choć niewielką w wymiarze czasu, grę Hopkinsa i cudowną muzykę. W retrospekcje, nieistniejący dla „wiecznie myślących” czas, i nieuporządkowane chronologicznie obrazy. Zaskakujące.

Wszystko razem splata się w historię życia. Życia naznaczonego geniuszem, więcej, będącym nie tyle głównym elementem, co pełnią spełnienia… Ale też chorobą psychiczną, która szybko, szczególnie w tej specyficznej społeczności, odznacza z geniusza człowieczeństwo. Pozostawia go, wyłącznie jako to, co tworzy.

„Dowód”, przyrównywany do „Pięknego umysłu”, jest znacznie spokojniejszy i życiowy. Jest raczej przedstawieniem wielu dróg, które mają udowodnić świadomość, zdrowie psychiczne, a przede wszystkim – poprzez własne umiejętności – trafność egzystencji bohaterów. Umiejętności córki genialnego matematyka. Tej, która nie była wyłącznie opiekunką, ale też geniuszem... tylko czy jest na to dowód? Czy zawiera go dowód matematyczny stworzony podobno przez jej ojca? Nie, dowodem zdaje się być ona sama.

Ona i jej depresja, ona i jej oddanie, ona i jej dziecięca miłość do szalonego geniusza, ona i praca z ojcem... Ona – geniusz? Jako ścisły umysł, może mogąc zrozumieć nagłej „głupoty” rodzica, sama zmusza się do pracy. Przestaje przed nią uciekać. Tylko czy ktoś jej uwierzy? Dziewczynie, która zarzuciła studia, by być człowiekiem, z pełnią uczuć i opiekunką. Nikim dla społeczności akademickiej. Co się stanie, gdy wkroczy w to jeszcze jakieś inne uczucie?

Paltrow podjęła się trudnej roli. Kobiety, która w świecie nauki, musi udowodnić swoje prawa do życia w nim, ale też do własnego, stworzonego przez siebie, dzieła. Wykazać, iż nie jest naznaczona piętnem choroby ojca. Że posiada własną osobowość i dar. I udało jej się. Piękna i delikatna, wiecznie niepewna swojej osobowości, doskonale nadawałaby się na wariatkę. Ale trudno dojrzeć w niej kobietę – naukowca.

Tak naprawdę, film jest sprawozdaniem z jej bitwy, który pozwala nam samym zastanowić się nad tym, jak my postrzegamy innych. Na te porozrzucane pryzmaty, które dają nam jakże zniekształcony obraz. Obraz, który każe nam zwątpić nawet wtedy, kiedy kochamy... Gdy powinniśmy wierzyć.

„Dowód”, to na pewno piękny film, nadzwyczaj jasny, pełen symboli, ale też trochę dłużący się. Jednak warto wykazać się odrobiną cierpliwości. Choćby po to, by zobaczyć dobrą grę aktorską i muzykę, która nurtuje i nęci. Dowód na to, że czasem nie potrzeba dowodów.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)