Walka z cenzurą
Marczewski wspominał, że wiele zawdzięcza Stanisławowi Różewiczowi, który był wówczas szefem Toru.
- Po obejrzeniu pierwszej wersji montażowej dał mi kartkę, na której były 44 punkty, w których należało coś zmienić. Skorzystałem tylko z ośmiu. Jako szef zespołu mógł wyegzekwować wszystko. "To pański film, pan za to odpowiada", powiedział jednak - opowiadał w "Gazecie Wyborczej".
Oczywiście nie obeszło się bez problemów z cenzurą.
- W "Zmorach" cenzor chciał wyrzucić scenę, w której grupa lewicowo nastawionej młodzieży idzie przez wieś z czerwonym sztandarem. Jest ciepło, młodzi ludzie widzą rzekę, rzucają sztandary, ściągają gacie i skaczą do wody - dodawał. - Było dla nich nie do przyjęcia, że woda i dziecięca uciecha były silniejsze od myśli rewolucyjnej.