''Na Berlin!''
Iwona Pawlak opowiadała, jakie problemy potrafiło sprawić im jedzenie.
- Normalnie w filmach z tamtego okresu jedzono głównie kurczaki i owoce. Ale w tej produkcji w scenach uczt konsumowaliśmy wyjątkowo pyszne pasztety, sękacze, torty, ciasta. Tyle że zdjęcia uczty w Turowej Woli trwały trzy dni. W czasie przerw jedzenie przykrywano, a później w kolejnych dniach "grało" w filmie – cytuje jej słowa "Retro". - A my musieliśmy udawać, że kilkudniowe jedzenie bardzo nam smakuje.
Ze śmiechem wspominała też wpadkę z ostatnich dni.
- Pod koniec filmu jest scena wesela, a później biegniemy nad Niemen – opowiadała. - W tej naszej grupie biegł Jacek Godek, który miał krzyknąć "Na Niemen! Na Niemen!". Taśma za dewizy się kończy, bo to już ostatnie sceny filmu, a słońce zachodzi, my biegniemy, a Jacek krzyczy "Na Berlin! Na Berlin!". Wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
A ponieważ nie było pieniędzy by kręcić ją od nowa, scena została, i tylko podczas podsynchronów nagrano właściwy okrzyk.