"Love and Monsters"
Przygoda, fantastyka, sci-fi i kino familijne. "Love and Monsters", który wywodzi się bezpośrednio z filmowej postapokalipsy ma w sobie wszystko, by szybko go pokochać. Jak wiele innych "dużych" produkcji, również i ta miała trafić do kin w tym roku. Kolejne opóźnienia i przesunięcia spychały tytuł na koniec grudnia 2020 r. Padła nawet wzmianka o 2021 roku. Ostatecznie film trafił na platformy streamingowe, gdzie można go obejrzeć już dzisiaj. Warto, bo w tym specyficznym gatunku z trudem znaleźć coś lepszego.
Zaczyna się jak zawsze - od kataklizmu. Tych kilka procent ludzi, które przetrwało, ukryło się pod ziemią w specjalnie zaaranżowanych koloniach. Cała reszta ludzkości ugięła się pod naporem olbrzymich owadów, przerośniętych larw, gigantycznych bezkręgowców. W jednym z bunkrów znalazł swoje miejsce główny bohater, Joel (Dylan O'Brien). Chociaż jest tu lubiany i szanowany, czuje się samotny. Każdy ma bowiem swoją drugą połowę, a Joel kontaktuje się z ukochaną (jak sądzi) dziewczyną przez CB radio. Gdy wszyscy mu to odradzają, chłopak postanawia wyjść na powierzchnię i przebić się przez niesprzyjające środowisko, by w końcu znaleźć się u boku miłości.