Najlepsze scenariusze pisze życie
Podobno to historia prawdziwa. Mają więc rację zwolennicy tezy, że najciekawsze i najbardziej nieprawdopodobne scenariusze pisze życie. Na tym jednak kończy się lista plusów. "21" jest bowiem także jaskrawym przykładem, że kino takie historie potrafi bezlitośnie zmarnować.
"21" opowiada o grupie studentów z elitarnej uczelni, którzy kierowani przez profesora matematyki znaleźli sposób na ogrywanie kasyn w Black Jacka. Czyli mówiąc wprost – sposób na ich okradanie. Kasyna nie mają w kinie dobrego PR-u. Zazwyczaj kojarzą się z przedsionkiem piekła.
Pamiętająca filmy Martina Scorsese czy "Ocean’s Eleven", publiczność nie będzie współczuć kasynom. Raczej przyklaśnie pomysłowym studentom.
Ponieważ jednak Hollywood lubi moralizować i wywchowywać, do „21“ dopisany został dylemat moralny. Staje przed nim głowny bohater – zdolny student, któremu do zdobycia upragnionego dyplomu na Harwardzie brakuje, bagatela, 300 tysięcy dolarów na czesne. Po krótkiej więc walce wewnętrznej, chłopak decyduje się dołączyć do grupy i skubać kasyna. Nagła fortuna odmieni go, oczywiście na gorsze. Tylko co z tego?
Już dawno nie było na ekranach filmu równie bezbarwnego! Aż trudno uwierzyć, że mając taki temat, można było zrobić film równie wyprany z emocji. Nie budzą ich ani perypetie i rozterki głównych bohaterów, ani intryga. Nawet sceny w kasynie – a więc takie, które z założenia powinny podnosić u widza poziom adrenaliny – są zrobione z usypiającą drętwotą.
Żal tylko patrzeć na wysiłki dwóch znakomitych aktorów, Kevina Spacey i Lawrence’a Fishburne’a, którzy próbują ratować "21". Są jednak bez szans. Dostali od reżysera talię kart złożoną z samych dwójek.