Trwa ładowanie...
d190fey
20-05-2008 19:19

Napięcie, humor i świetni aktorzy na drugim planie

d190fey
d190fey

Indiana Jones wrócił. Wreszcie! Na czwartą część jego przygód czekaliśmy 19 lat. Warto było tyle czekać? 19 lat zaostrzyło apetyt. "Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki" w dużej mierze go zaspokaja. Harrison Ford jako Indiana wciąż jest znakomity. Sam film przypomina przejażdżkę na rollercasterze. Przygoda goni przygodę. Napięcie, humor i świetni aktorzy na drugim planie.

A jednak pozostaje pewien niedosyt. Film zbyt często w mechaniczny sposób powiela formułę wypracowaną przez poprzednie części, a więc ponad 20 lat temu. Spielberg i Lucas nie pokusili się o jej odświeżenie.

Oczywiście w ten sposób zachowują stylistyczna ciągłość cyklu, co na przykład nie udało się Lucasowi w „Gwiezdnych wojnach”. Ale publiczność przyzwyczaiła się już do innej formuły kina akcji – do szybkiego tempa, rwanego montażu, zdjęć z ręcznej kamery, tego wszystkiego, co daje wrażenie, że widz jest razem z głównymi bohaterami w centrum wydarzeń.

Od tej strony „Królestwo Kryształowej Czaszki” może wydać się nieco archaiczne, a chwilami nawet mało dynamiczne. Nie znaczy jednak, że jest nudne!

d190fey

Czwarta część zaczyna się zgodnie z receptą Hitchcocka – od eksplozji bomby atomowej. Dosłownie. Nasz dzielny archeolog przez przypadek znajdzie się na poligonie w Nevadzie tuż przed próbnym wybuchem. W przypadku każdego innego bohatera taki zwrot akcji oznaczałby defintywny koniec przygód. Indiana Jones jest niezniszczalny. Zresztą wybuch atomowy będzie jego najmniejszym problemem...

Taki początek filmu pozwolił Spielbergowi za jednym zamachem zbudować potrzebne napięcie i wprowadzić widza w inny niż dotychczas świat Indiany Jonesa. Trzy poprzednie filmy rozgrywały się w drugiej połowie lat 30. „Królestwo Kryształowej Czaszki” to 1957 rok, a więc epoka zimnej wojny, rock’n’rolla i buntowników bez powodu.

Dlatego też czarnymi charakterami są teraz Rosjanie, w czołówce filmu rozbrzmiewa przebój Elvisa Presleya, a jeden z nowych bohaterów, grany przez Shię LaBeoufa, wygląda i zachowuje się jak krzyżówka młodego Marlona Brando i Jamesa Deana.

Poza czasem akcji niewiele jednak się zmieniło. Czwarta część została zbudowana według tych samych reguł, co wcześniejsze. Indiana Jones znowu co kilkanaście minut ładuje się w śmiertelne tarapaty, z których jednak zawsze wychodzi obronną ręką. Znowu szuka legendarnego artefaktu – tym razem magicznej starożytnej czaszki, która może doprowadzić go do legendarnego Eldorado. W poszukiwaniach pomaga mu… Mutt Williams (LaBeouf), młody buntownik w skórzanej kurtce. Od kilku miesięcy fani Indiany Jonesa próbują ustalić, czy Mutt jest jego synem? Odpowiedź oczywiście pada w filmie, ale nie będę psuć przyjemności w dochodzeniu prawdy.

d190fey

Podobnie jak trzy poprzednie filmy, „Królestwo Kryształowej Czaszki” pełne jest kaskaderskich popisów i widowiskowych bójek (do kanonu cyklu przejdzie na pewno walka na dachach samochodów jadących z zawrotną szybkością przez peruwiańską dżunglę). Nie zabrakło też efektownych pościgów, które zawsze były specjalnością tej serii. Pamiętacie pościg wagoników w „Indiana Jones i Świątynia Przeznaczenia”?

W „Królestwie Kryształowej Czaszki” wrażenie robi świetna scena ucieczki Jonesa i Mutta na motorze przed sowieckimi agentami. Rozgrywa się na uliczkach miasteczka akademickiego, ale nie tylko. Motor wjeżdża także do wnętrza budynków. Pościg zaś wieńczy dowcipna puenta w uniwersyteckiej bibliotece.

W ogóle humoru jest w tym filmie dużo. Chyba nawet więcej niż w „Ostatniej krucjacie”, która była zrobiona ze sporym przymrużeniem oka. W „Królestwie Kryształowej Czaszki” pojawiają się żartobliwe autocytaty.

d190fey

Jest na przykład skrzynia z arką. A scena, w której widzimy Indianę jako wykładowcę, to wręcz kopia podobnej sceny z „Poszukiwaczy zaginionej arki”. Z tą tylko różnicą, że już żadna studentka nie wyznaje mu miłości. Może po prostu jest na to za stary...

Harrison Ford ma 65 lat. Indiana Jones też już nie jest młodzikiem. Nikt tego w filmie nie ukrywa. W przeciwieństwie do innych hollywoodzkich gwiazdorów, Ford nie usiłuje udawać młodszego niż jest. Wręcz przeciwnie. Wiek Indiany to także temat żartów. W jednej ze scen Mutt pyta nawet Jonesa: „Ile masz lat? 80?”.

Jones jest starszy, mądrzejszy. Nabrał większego dystansu do swoich wypraw i odkryć. Jest teraz bardziej naukowcem i badaczem niż awanturnikiem i playboyem, choć oczywiście w filmie nie mogło zabraknąć wątku miłosnego. W każdej z poprzednich części Indianie towarzyszyła kobieta.

d190fey

W „Królestwie Kryształowej Czaszki” powraca największa bodaj miłość Jonesa, Marion Ravenwood z „Poszukiwaczy zaginionej arki”`. Gra ją znowu Karen Allen.

W filmie pojawia się także Cate Blanchett – znakomita jako Irina Spalko, sowiecka agentka i przeciwniczka Jonesa. Jej bohaterka wyraźnie stylizowana jest na kobiety fatalne w stylu Marleny Dietrich. Dobry jest Ray Winstone w roli, która po trochu staje się jego hollywoodzką specjalnością – pełnego uroku łajdaka, co do którego nigdy nie można mieć pewności, po czyjej stoi stronie.

Sprawdził się też Shia LeBeouf jako pomocnik Indiany. Mam tylko nadzieję, że wprowadzając go do cyklu Lucas i Spielberg nie planują zastąpić LeBeoufem Forda, kiedy ten będzie już za stary na kino akcji.

d190fey

Bo Indiana Jones to Harrison Ford. Bez osobowości tego aktora, jego charyzmy, autoironii i dystansu do roli, Indiana Jones byłby tylko jednym z wielu bohaterów kina akcji. Od pierwszej sceny „Królestwa Kryształowej Czaszki”, kiedy Ford jako Jones zakłada na głowę swoją wysłużoną feodrę, inni aktorzy przestają się liczyć.

Tak, jak poprzednie części, „Królestwo Kryształowej Czaszki” to show jednego aktora – Harrisona Forda. I niech tak zostanie.

d190fey
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d190fey