Aktorka przyznała, że nadal nie czuje się dobrą aktorką.
- Po sukcesie filmu "Złap mnie, jeśli potrafisz" to wszystko nagle na mnie spadło - opowiada Adams. - Poczułam ogromną presję bycia znakomitą aktorką, przez co wysiadły mi nerwy. Miałam czarną serię bardzo złych przesłuchań, stres mnie zżarł. Parę lat później powiedziałam sobie: "Nie mogę tak dalej. Nie jestem dość silna, aby nadal znosić te wszystkie upokorzenia, to ciągłe odrzucenie". Nie wiedziałam, co zrobić ze swoim życiem, zbliżałam się do trzydziestki, byłam zagubiona i załamana. Podczas gali Oscarów przeżyłam mały kryzys egzystencjalny, bo gdy posadzili mnie obok Seana Penna i Meryl Streep, pomyślałam: "Co ja tu robię? To nie moje miejsce". To nie aktorstwo sprawiło, że stałam się niepewna siebie. Byłam taka na długo zanim zaczęłam grać. Lubię, gdy nikt mnie nie zauważa. W moim zawodzie to trudne, bo uwielbiam aktorstwo, ale jeśli jestem w grupie ludzi i znajdzie się w niej ktoś o większej osobowości, puszczam go przodem i
pozwalam brylować.
Amy Adams będziemy mogli podziwiać od 21 czerwca w filmie "Człowiek ze stali".