Odtwórca Saurona z "Pierścieni władzy": Moja rodzina musiała kłamać
Finał pierwszego sezonu "Władcy pierścieni: Pierścienie władzy" zakończył się niespodziewaną woltą. Okazało się, że Halbrand, tajemniczy przybysz z Południowych Krain, to tak naprawdę Sauron, czarny charakter próbujący manipulować otoczeniem dla własnych celów. Drugi sezon produkcji, który już od 29 sierpnia można oglądać na Prime Video, skupia się na losach Halbranda/Saurona. Rozmawialiśmy z odtwórcą tej roli, Charliem Vickersem.
Twórcom serialu udało się zmylić widzów, bo w książkach Tolkiena Sauron pojawiał się pod postacią Annatara. Wprowadzenie do serialu Halbranda sprytnie pomieszało fanom Tolkiena szyki, choć nie wszystkim. Drugi sezon produkcji, który już od 29 sierpnia można oglądać na Prime Video, skupia się właśnie na losach Halbranda/Saurona. To on jest głównym bohaterem. W przeprowadzonej podczas Comic Con w San Diego rozmowie z Wirtualną Polską Charlie Vickers, odtwórca roli Halbranda/Saurona mówi: - Najgorsze było to, że musiałem milczeć na ten temat przez całą trasę promującą pierwszego sezonu. Kiedy emisja serialu już ruszyła, to widzowie zaczęli coś podejrzewać. Zaczęli mnie pytać wprost, czy to ja jestem Sauronem. I za każdym razem musiałem zmyślać, co nie było zbyt komfortowe. Moja rodzina wiedziała, więc kiedy ktoś z moich bliskich dostał pytanie, czy Charlie gra tak naprawdę Saurona, to też musiał zmyślać na poczekaniu!
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy | Sezon 2 - Oficjalny zwiastun - Amazon Prime Video Polska
Artur Zaborski: Musiałeś utrzymać w tajemnicy przed światem przez cały pierwszy sezon, że twój bohater to tak naprawdę Sauron, czyli największy czarny charakter u Tolkiena. Trudno ci było trzymać język za zębami?
Charlie Vickers: Bardzo trudno! Najgorsze było to, że musiałem milczeć na ten temat przez całą trasę promującą pierwszego sezonu. Kiedy emisja serialu już ruszyła, to widzowie zaczęli coś podejrzewać. Zaczęli mnie pytać wprost, czy to ja jestem Sauronem. I za każdym razem musiałem zmyślać, co nie było zbyt komfortowe.
Powiedziałeś komuś, jaka jest prawda?
Moja rodzina wiedziała, więc kiedy ktoś z moich bliskich dostał pytanie, czy Charlie gra tak naprawdę Saurona, to też musiał zmyślać na poczekaniu! (śmiech).
Zastanawiam się, czy wiedziałeś od samego początku, kim jest twoja postać?
Nie, dla mnie to też było odkrycie. Dowiedziałem się dopiero na początku pracy przy trzecim odcinku pierwszego sezonu. Twórcy serialu, J.D. i Patrick, wezwali mnie do siebie do biura, żeby odbyć ze mną poważną rozmowę. Nie domyśliłem się, o co może chodzić, bo wtedy mieliśmy przerwę wynikającą z pandemii koronawirusa. Wielu z nas jednak zostało w Nowej Zelandii, nie wracaliśmy do swoich krajów. Myślałem, że chodzi o jakieś kwestie produkcyjne. JD i Patrick byli bardzo poważni. Spojrzeli na mnie i powiedzieli niemal jednocześnie: "OK, teraz ci to powiemy". I zabrali mnie na plan, żeby pokazać mi, gdzie tak naprawdę jest mój dom.
Jak zareagowałeś?
Pomyślałem, że może nie będę zbyt miłym gościem, ale za to zagram kogoś naprawdę wyjątkowego. Powtarzałem sobie w myślach: "Fajnie, fajnie, fajnie!". Poza tym lubię niespodzianki. Kiedy dowiedziałem się, że będę Sauronem, poczułem ulgę, bo potwierdziło to, co tylko podejrzewałem. Czuję się naprawdę uprzywilejowany. Właściwie nie czuję presji związanej z tym, kogo gram, a jedynie ekscytację i radość, że mogę opowiedzieć tę historię i spróbować swoich sił w tej roli.
Nie boisz się, że teraz fani już nie będą za tobą przebadać?
Myślę, że w złych chłopcach jest coś, co przyciąga ludzi. A poza tym, czy naprawdę nie można kibicować Sauronowi, bo jest zły? Zdążyliśmy go już trochę poznać, wiemy, co nim powoduje. Czy gdybyśmy nie wiedzieli, że jest Sauronem, to wtedy wolno byłoby trzymać za niego kciuki? Ciekawi mnie, jak widzowie podejdą do tej postaci w drugim sezonie.
Na razie to fani serialu trochę dokuczają ci w internecie, że wróciłeś do Eregionu ze zmienioną fryzurą i już nikt cię nie poznaje…
To wynika też z tego, że Galadriela nie przyznała się nikomu do swojego odkrycia. Inni bohaterowie nie wiedzą, że Halbrand to tak naprawdę Sauron. Galadriela milczy, bo czuje wielki wstyd i nie wie, jak ma się z nim uporać. Obwinia się, bo uważa, że to ona jest winna temu, że Sauron bezpiecznie rozgościł się w Eregionie, bo to ona mu pomogła i wprowadziła pośród wszystkich. Pozostali mieszkańcy nie zaprzątają sobie moim bohaterem specjalnie głowy. Myślą: "To chyba ten facet, który tu był kilka miesięcy temu", ale nie za bardzo wnikają w szczegóły. Zmiana tego, jak wyglądam, wynikała raczej z tego, że dzięki nowemu wizerunkowi znów mogę kimś manipulować… Może brzmię trochę tajemniczo, ale każdy, kto sięgnie po drugim sezon, zrozumie, do czego się odnoszę. Powiem tylko, że wyglądam trochę, jakbym się urwał z "Rodu smoka", w którym są bohaterowie z siwymi włosami.
Czy na planie drugiego sezonu czułeś się inaczej? Czy musiałeś na nowo wymyślić wersję swojej postaci? Obdarzyć ją nowymi cechami?
Zdecydowanie. Teraz motywy mojego bohatera są znacznie bardziej widoczne, a one są przecież kluczowe do kreowania postaci. Na początku drugiego sezonu Halbrand jest tą samą osobą, którą oglądaliśmy pod koniec pierwszej serii. Ale jego przemiana w Saurona postępuje, a jego cel staje się coraz bardziej klarowny i widzialny. Do jego realizacji on spróbuje wykorzystać pewnego gościa. Będzie musiał się zastanowić, jaka istota wzbudziłaby szacunek Celebrimbora, największego elfiego kowala w historii Śródziemia. Jaka jest odpowiedź? Cóż, ktoś tak fajny i ikoniczny, jak Barack Obama, czyli ktoś, kogo wszyscy szanują. Tyle że to musi być Barack Obama nie z Ameryki tylko ze Śródziemia.
Zagłosowałbyś na niego, gdyby ubiegał się o trzecią kadencją prezydencką?
Na sto procent tak. Gdyby tylko była taka możliwość…
W Celebrimbora wciela się Charles Edwards. Jak budowaliście waszą relację?
Obaj byliśmy niezwykle podekscytowani opowiedzeniem tej historii. Cieszyliśmy się, kiedy zbliżał się dzień wyjścia na plan filmowy. W pierwszym sezonie to, dokąd zmierzają nasze historie, było jeszcze zawoalowane. Teraz mogliśmy powiedzieć więcej wprost. A tego obaj po prostu nie mogliśmy się doczekać. Uwielbialiśmy codziennie przychodzić do pracy. Kręciliśmy chronologicznie, nie było skakanie po wątkach, jak to często bywa przy kręceniu filmów i seriali. Wszystko więc następowało po sobie, a nasza ekscytacja rosła. Zresztą sam plan był niesamowity, bo kręciliśmy w przygotowanej specjalnie na potrzeby produkcji gigantycznej kuźni. W zasadzie dużą część czasu byliśmy tam tylko we dwóch, no może w towarzystwie kilku elfów, którzy też tam pracowali. Czasami wpadał też jakiś krasnolud lub dwóch. Ale przez to, że tak dużo czasu graliśmy sami ze sobą, to chemia zrodziła się między nami po prostu naturalnie. Myślę, że pochodzi ona z pasji, którą oboje mamy do tego, co robimy. Byliśmy naprawdę podekscytowani i szczęśliwi, że opowiadamy tak ważny wątek z punktu widzenia utworów Tolkiena.
Dlaczego Halbrandowi udaje się manipulować Celebrimborem? Czy to kwestia jego ego?
Tak myślę. W pierwszym sezonie widzieliśmy go jako postać i ambiwalentną, i ambitną. Charles Edwards przynajmniej bardzo się starał, żeby to wybrzmiało, bo teraz ta kwestia ma ogromne znaczenie. A Tolkien mówił nam o nim, że chce rywalizować ze sławą i umiejętnościami swojego bardzo sławnego dziadka. Zawsze szukał projektu, który wyniesie jego imię na sam szczyt i sprawi, że trafi na mosiężną tabliczkę gdzieś w okolicy. On pragnie sławy, więc ma problem z ego. Sauron to widzi i od razu wykorzystuje.