Trwa ładowanie...
30-06-2008 17:15

Olgierd Łukaszewicz: Lubię widzieć bezkres

Olgierd Łukaszewicz: Lubię widzieć bezkresŹródło: AKPA
d1wikth
d1wikth

W swojej filmowej biografii Olgierd Łukaszewicz ma wiele ciekawych ról. Zagrał m.in. w "Weselu" Wajdy, "Soli ziem czarnej" i "Perle w koronie" Kutza, "Nocach i dniach" Antczaka, "C.K. Dezerterach" Majewskiego oraz w "Seksmisji" Machulskiego. Prawdopodobnie jeszcze w tym roku na ekrany kin wejdzie kolejny film z jego udziałem. W obrazie Ryszarda Bugajskiego "Generał Nil", zobaczymy go w roli głównej. Tymczasem aktor nie ogranicza się tylko do filmu i organizuje teatr na Helu. W wolnych chwilach spogląda w morze, bo, jak sam mówi, lubi widzieć bezkres.

**

Gdyby życie potraktować jako tekst, jakie motto by Pan przed nim umieścił?**

d1wikth

W życiu trzeba zaryzykować i podjąć grę z losem. Przeprowadź eksperyment z samym sobą - sprawdź jak żyjesz i co dla ciebie życie znaczy. Ktoś młodszy powiedziałby - zobacz co cię kręci. Zobacz, że każdy twój ruch powoduje reakcję domina.

Po latach doświadczeń, wzlotach i klęskach, momentach, kiedy los mną sterował, odczuwam potrzebę rzucenia własnej kuli. Można powiedzieć, że to zabawa z życiem. Cieszę się każdym jego fragmentem, ułamkiem, chwilą. Na szczęście zdrowie dopisuje.

**

Czy w życiu zwraca Pan uwagę na detale?**

d1wikth

Mój znak - a jestem spod Panny - powoduje niestety, że w pewnych sprawach mam męczące ciągi, kiedy nie mogę się wydobyć z własnej drobiazgowości.

**

Pytając o drobiazgi miałam na myśli raczej to, czy potrafi Pan smakować każdą chwilę życia. Na przykład, kiedy wstaje Pan rano i bierze w dłonie kubek gorącej kawy, czuje miłe ciepło, spokój i zadowolenie z życia. Ceni Pan sobie takie momenty?**

Najpierw jest poranna gimnastyka (śmiech). No, powiedzmy rozgrzewka, żeby nie nadużywać słów i nie wystawiać się na pośmiewisko. Ale ważne jest to poczucie własnych kości, sprężenie się - parę ćwiczeń na brzuch, kilka przysiadów. Kawa to dodatkowy dopalacz w ciągu dnia.

d1wikth

**

Skąd w Panu tyle dyscypliny, żeby gimnastykować się skoro świt?**

Do niedawna chodziłem też na basen, biegałem, spacerowałem wcześnie rano. Przez ostatni rok trochę się zaniedbałem z powodu pracy. Przyjemnie jest rano wstać, mówię o wolnym zawodzie, bo jak ktoś musi iść wcześnie do pracy, to pewnie nie jest mu aż tak przyjemnie.

**

Rozumiem, że nie mógł się Pan oddawać tym rannym spacerom ze względu na film Ryszarda Bugajskiego "Generał Nil", w którym gra Pan główną rolę generała Fieldorfa. Co Pan sądzi o tej postaci? Nie miał Pan wątpliwości, żeby ją przyjąć?**

d1wikth

Mogłem się tylko ucieszyć. Po pierwsze dlatego, że po wielu latach przypomniano sobie, że mogę jeszcze grać główne role. Moje żniwo to lata 70-te. Po drugie, wielkie zaskoczenie, że mam grać generała, wojskowego. Na początku zdjęć zapytałem reżysera, czy jest pewien, że to ja mam grać główną rolę.

Po ukończonych zdjęciach Bugajski potwierdził, że nie widział w tej roli innego aktora i nie pomylił się w swoim wyborze. Tym większa moja radość. Co się teraz będzie działo z tym filmem, w jaką legendę wszedłem, w jaką narrację historyczną, to się okaże. Przygotowując się do tej roli dokładnie zapoznałem się z biografią Fieldorfa. Przeczytałem obszerną - ponad tysiąc stronicową - monografię o nim.

**

Jakie przyzwyczajenia wyniósł Pan z domu rodzinnego?**

d1wikth

Sposób obchodzenia się z ludźmi, pewien rodzaj kindersztuby. Ulubione maksymy mojej matki wzięte od Prymasa Wyszyńskiego, np. na określenie miłości bliźniego - "Cieszę się, że jesteś inny". Odchodzący ojciec z kolei powtarzał grecką prawdę, że życie to rzeka. Kiedy się widzi ukochaną osobę filozofującą w momencie śmierci, to też buduje.

Człowiek uświadamia sobie, co oznaczają słowa poparte czynem. Myślę, że wyniosłem z domu tęsknotę do relacji rodzinnych, jako relacji zaufania, miłości, życzliwości, przyjaźni. Co nie oznacza, że nigdy ich nie naruszyłem. Ale kompromis rodzinny i przekonanie, że rodzina jest i będzie do końca moich dni, wyniosłem z domu. Teraz przekazuję to mojej dorosłej córce.

**

A jak radził i radzi Pan sobie z obecnością sobowtóra w postaci brata bliźniaka?**

d1wikth

Jerzy, mój brat bliźniak, nigdy nie był moim sobowtórem. Ja jego również. Zawsze buntowaliśmy się przeciwko zrównaniu nas. W szkole on siadał w pierwszych ławkach, ja w ostatnich. On miał swoich kolegów, ja swoich. Zostało nam to przez całe życie. Rodzaj rywalizacji w rodzinie, przy jednoczesnym szalenie ciepłym stosunku miłości braterskiej.

Starszy brat, z sąsiedniego łóżka, uciszał nas wieczorami, mówiąc - "Cicho tam pedałki", bośmy we dwóch z bliźniakiem zawsze przed snem mieli sobie wiele do powiedzenia. Miłość bliźniacza budowała się od najwcześniejszych lat, ale to powodowało niezależność w sądach. Dlatego później - to znaczy całkiem niedawno - doszedłem do wniosku, że bliźniacy mogą rządzić krajem. Wydawało mi się, sądząc z własnego doświadczenia, że są niezależni od siebie, ale się myliłem...

**

Czy w życiu jest Pan bardziej "przez pół żartem", czy "przez pół serio"?**

Jestem zamęczony sam przez siebie moim serio. Co nie oznacza, że nie mam poczucia humoru. Wydaje mi się, że mam kolosalne poczucie humoru. Mam jednak pewną wadę - nie umiem opowiadać dowcipów, choć uważam, że inteligentny człowiek powinien posiadać tę umiejętność. Ja mam w sobie chyba więcej liryzmu.

**

A propos poczucia humoru, czy pamięta Pan powiedzenie na swój temat - "Łukaszewicz na scenie albo umiera, albo się rozbiera"? Rozbawiło Pana swą celnością?**

Wymyśliły to "Szpilki" zdaje się w 1972 roku, a potem stale to powtarzano. Wartość merytoryczna tego stwierdzenia była prawdziwa (śmiech).

**

Przypomnijmy w takim razie, że "umierał i rozbierał" się Pan choćby w filmach Wajdy, Majewskiego, Holland, Borowczyka. To były złote czasy Olgierda Łukaszewicz. Jak wspomina Pan współpracę z tymi reżyserami?**

Z szacunku dostrzegali, że pokazując własne ciało podlegam wewnętrznemu rozdarciu pomiędzy wychowanie katolickie a artystyczne. Pozostało mi tylko nic złego sobie przy tym nie myśleć. Ofiarowałem się granym postaciom w pełni. Publiczność tamtych lat, szczególnie ta młoda, czyhała z wypiekami na twarzy na tzw. momenty. Dziś golizna w filmach jest czymś zwyczajnym i nie wzbudza emocji.

**

"Seksmisja" i rola Albercika pokazały, że poczucie humoru nie jest Panu obce...**

Owszem, choć noga wpadająca w wiadro w którejś z ucieczek przed paniami była aktem rozpaczy. Ale na ekranie działa niezawodnie. Dziś naukowiec o cechach Don Kichota - a Albercik przecież dla ludzkości dawał się zamrozić - w rzeczywistości nie istnieje.

Komsomolski etos Albercika jest do rozszyfrowania tylko dla ludzi z mojej epoki. Cieszę się, że zostało w nim tyle z fajtłapy - choć idealisty - że śmiać się mogą kolejne pokolenia Polaków.

**

Porozmawiajmy o aktorstwie. Są dwa opozycyjne rozumienia tego zawodu - koncepcja misji i koncepcja "człowieka do wynajęcia". Która jest Panu bliższa?**

Niedawno czytałem refleksje zawarte w książce Jerzego Stuhra, pisane z punktu widzenia pedagoga. Zauważa w nich, że do szkoły aktorskiej trafiają dwie kategorie studentów - ci, którzy chcą przeżyć artystyczną samorealizację, i tacy, którzy traktują aktorstwo jako narzędzie zarabiania pieniędzy. Ja należę do grupy marzycieli.

Byłem wychowywany przez kinematografię reżyserską. Dane mi było zetknąć się z osobami, które mogły realizować własne szaleństwo w dialogu ze społeczeństwem. Kiedy mówiło się o sprawach ważnych - patriotyzmie, miłości, poezji - a publiczność chciała o tym słuchać.

**

- Skąd w Panu ten romantyczny etos?**

Ojciec był z rodziny zesłańca syberyjskiego. Przeszedł przez powstanie warszawskie i obóz w Pruszkowie. Martyrologii polskiej uczyłem się w rodzinie, harcerstwie, szkole. Kiedy zdobywałem odznakę Służby Ziemi Śląskiej, poznawałem historię regionu i powstań śląskich. Powstańcy śląscy nakładali się w mojej głowie na powstańców z Powstania Listopadowego i Styczniowego.

Potem sam organizowałem patriotyczne akcje uliczne - na Placu Teatralnym, czy Placu Bankowym - ku czci Słowackiego, Baczyńskiego, mieszkańców Warszawy skazanych na zagładę. Ale konwencja zabawowa też nie jest mi obca. Napisałem parodię "Wesela" - szopkę "Poprawiny", które odbywają się w żydowskiej karczmie. A że grałem Żyda w "Weselu" u Grzegorzewskiego, więc postanowiłem zaprosić kolegów aktorów do karczmy.

**

Ma Pan jeszcze inne pomysły scenariuszowe?**

Chcę doprowadzić do zrealizowania w formie spektaklu odczytania pierwszego projektu Konstytucji dla Europy, który powstał w 1831 roku pod Olszynką Grochowską. To prawdopodobnie w ogóle pierwszy projekt konstytucji europejskiej, ciekawe, że wymyślony przez powstańców. Dziś, jeśli ktoś chciałby utrzymywać, że podporządkowanie się prawom europejskim jest zdradą etosu narodowego opartego na powstaniach, myli się. Takie fakty historyczne musimy sobie przypominać.

Poza tym marzy mi się spektakl, który by pokazał historyczny moment zbratania między Polakami i Niemcami. Napisałem z tej okazji "Odę do braterstwa", na podstawie zachwytów Niemców po Powstaniu Listopadowym. Jest około 1500 patriotycznych wierszy i pieśni polskich pisanych po niemiecku. Chciałem je zaprezentować, żeby artyści niemieccy śpiewali "Warszawiankę" i "Wiwat! Trzeci Maj" po niemiecku. Historia potoczyła się dla nas tragicznie, ale nowe pokolenia mogą znaleźć punkt porozumienia.

Nie podoba mi się, co mówi prezes Kaczyński o naszej polityce zagranicznej, że jest polityką wasali. Jak mamy budować jakiekolwiek partnerstwo w Europie nie rozmawiając ze sobą? Nikt przed nami plackiem padać nie będzie.

**

Wiele lat spędził Pan w Niemczech. Co Pan tam robił?**

Popularyzowałem polską kulturę. Mówiłem Mickiewicza w języku niemieckim, czytałem Słowackiego i poetów współczesnych. Największe wrażenie wywierała na Niemcach "Wielka Improwizacja". Wśród romantyków znajduję masę tekstów, które do mnie trafiają. Nie przemawiają do mnie te, które mówią o naszej szczególnej roli w dziejach świata, o anielskiej duszy, o tym, że Polska przez cierpienia się uwzniośli i pójdą za nią inne narody.

W naszym narodzie widzę tyle podłości, że nie jest to moim zdaniem wzorzec szlachetności, na którym cała Europa powinna się wzorować. Cenię w romantykach - ironię, szyderstwo, wiarę, że da się mimo wszystko ludzi przerobić w anioły. Zresztą, duch romantyków zaciążył na generacji powstania warszawskiego - ofiara, rycerstwo nie do końca racjonalne, lecz piękne. Słowem - kamienie rzucone na szaniec.

**

Jest Pan człowiekiem romantycznym?**

Taką mam naturę. Uważam, że Polacy są romantyczni, co bywa wyśmiewane i uznawane za brak racjonalizmu, walkę w przegranej sprawie. Zauważyłem jednak, że Polacy wykazują wiele dobrej woli, która potrafi się połączyć w słusznej sprawie. Kiedy widzą, że coś ma sens. Przykładem inicjatywy Jurka Owsiaka, który zapoczątkował modę na bycie dobrym.

**

Lato w pełni, jak zamierza je Pan "wypełnić"?**

Będę organizował teatr na Helu. W zeszłym roku wystąpiłem tam z monodramem "A kaz tyz ta Polska" według Wyspiańskiego. Monodram odbywał się w wypełnionej po brzegi remizie. To spowodowało, że pomyślałem, aby w tym roku projekt kontynuować.

**

Co w tym roku Pan przygotował?**

Tym razem zamierzam oddać głos czwórce kolegów monodramistów. Zaprosiłem Ninę Repetowską z Krakowa z "Geniale Frau" według Zapolskiej, Wiesława Komasę z Warszawy ze "Spowiedzią błazna" według Szekspira, Mieczysława Franaszka z monodramem "Ja Żyd z Wesela" według Brandstaettera oraz Filipa Frątczaka z Gdyni, który zaprezentuje "Gracza" według Dostojewskiego.

Jeśli po tym sezonie okaże się, że mamy widzów, to w przyszłości może uda się zrobić z tego imprezę cykliczną. Moim marzeniem jest, aby wzdłuż wybrzeża powstawały małe teatrzyki, gdzie zabiegani ludzi mogliby obcować ze sztuką i wrażliwymi wykonawcami. Na Helu jest hasło reklamowe, które doskonale koresponduje z ideą mojego teatru - "Go Hel!", jak "Idź do piekła". Zamierzam, aby na plakatach pojawiły się duże płomienie - artyści, w których się pali, będą ze strażakami zmagać się z aktorskimi namiętnościami w remizie.

**

A propos morza, woli Pan plażę, czy górskie wędrówki?**

Przede wszystkim lubię się ruszać. Nawet jak jestem na plaży nie siedzę bezczynnie. Na przykład kopię swojemu wnukowi dół, mówiąc: "Wiesz kochany Adasiu za chwilę w tym dole pojawi się drugie morze".

Każdego dnia mam więc zajęcie, żeby to drugie morze się ukazało w dziurze na plaży. Poza tym lubię długie spacery plażą. Fantastyczne w morzu jest to, że daje oddech oczom. Przestrzeń, wiatr - to mnie ciągnie nad morze. Lubię widzieć bezkres.

d1wikth
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1wikth