„Ostatnia rodzina”: sama prawda czy stek kłamstw o rodzinie Beksińskich? Kontrowersje wokół filmu
Do kin wchodzi nagrodzona Złotymi Lwami „Ostatnia rodzina”. Krytycy podkreślają niespotykany w polskim kinie realizm, ale według kuzyna Zdzisława Beksińskiego oraz dziennikarza Wiesława Weissa film zakłamuje prawdziwy obraz życia słynnej rodziny. Nie zgadza się z nimi scenarzysta Robert Bolesto, który powiedział, że nic w nim nie jest wymyślone, "bo nikt by tego nie wymyślił”. Jaka jest więc prawda o Beksińskich?
„Ostatnia rodzina” jest portretem malarza Zdzisława Beksińskiego, jego żony Zofii oraz ich syna Tomasza, tłumacza i radiowca. Rodzina Beksińskich była naznaczona tragicznym fatum - Tomasz popełnił samobójstwo, a Zdzisław został zamordowany kilka lat później. Ich historia powróciła do krwiobiegu polskiej kultury za sprawą głośnego reportażu biograficznego „Beksińscy. Portret podwójny” Magdaleny Grzebałkowskiej. Teraz będzie o nich jeszcze głośniej, bo na ekrany kin wchodzi debiut Jana P. Matuszyńskiego, chwalony przez międzynarodową krytykę i publiczność.
Z wizją filmu nie zgadza się Kamil Kuc, kuzyn Zdzisława Beksińskiego, który w telewizyjnej rozmowie nie kryje żalu: *- Oni się tak nie zachowywali. Jest mi potwornie przykro *- mówi Kuc. Krewny Beksińskich zarzuca reżyserowi Janowi P. Matuszyńskiemu, że pokazał Beksińskich jako rodzinę toksyczną, w której brakuje miłości.
Z wymową „Ostatniej rodziny” nie zgadza się również biograf Tomasza Beksińskiego Wiesław Weiss: - Znałem Tomka dwadzieścia lat, ale nigdy nie widziałem takiego Tomka, jakiego pokazali scenarzysta Robert Bolesto, reżyser Jan P. Matuszyński i aktor Dawid Ogrodnik. […] Tomek nie wyrzucał telewizorów przez okno, nie rozwalał szafek kuchennych, nie rozbijał butelek o ściany. […] Tomek nie był świrem i półgłówkiem, a taką postać wymyślili panowie Bolesto, Matuszyński oraz Ogrodnik i nazwali ją Tomasz Beksiński. Bo co? Bo jeśli ktoś nie żyje, można wszystko? Można wskoczyć na jego grób i wykonać na nim taniec huculski z przytupem? - pyta oburzony dziennikarz.
Robert Bolesto, który pracował nad scenariuszem filmu kilka lat, zapytany o to, czy dodawał sceny od siebie, w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” powiedział:* - Raczej wycinałem […] Nie wszystko jest z życia wzięte, ale nie ma chyba nieprawdy, bo raczej się starałem wpisywać do scenariusza rzeczy, które miałem potwierdzone. Język miałem gotowy, bo słuchałem prawdziwych rozmów, czytałem je. Nic nie jest zupełnie wymyślone, bo nikt by tego nie wymyślił.*
Bolesto podkreśla, że nie zgadza się z interpretacją filmu, w której „chce się udusić Tomasza”: - To krzywdząca perspektywa. To są bardzo sympatyczni ludzie, z dużym poczuciem humoru, którzy są ze sobą szczerzy do bólu, zawsze, a przy tym troszczą się o siebie, poświęcają sobie dużo czasu. Oni się naprawdę bardzo kochali - dodaje scenarzysta.
Bez względu na ocenę realizmu, film wzbudza powszechny zachwyt. - „Ostatnia rodzina” jest filmem spełnionym pod każdym względem. Trudno uwierzyć, że dzieło bliskie arcydzieła, stworzył reżyser debiutujący pełnym metrażem. Nie udałoby się to bez scenariusza Bolesty, który po „Córkach dancingu” kolejny raz udowadnia, że włada najlepszym filmowym piórem kraju - tak pisze o filmie Łukasz Knap, krytyk WP.
Jedno jest pewne, „Ostatnia rodzina” budzi i będzie budzić wielkie spory, bo opowiada o prawdziwych ludziach. Każda osoba, która znała Beksińskich może pamiętać ich inaczej, a nade wszystko trudno szukać „całej prawdy” w dwugodzinnym filmie fabularnym. Fikcja bliska prawdzie? Stek kłamstw o Beksińskich? Trudno odpowiedzieć - na pewno film wart jest zobaczenia.