"Oszukać przeznaczenie" ma już 20 lat. Jest kilka powodów, by znów obejrzeć kultowy horror dla nastolatków

"Oszukać przeznaczenie" Jamesa Wonga, jeden z najbardziej oryginalnych młodzieżowych horrorów w historii gatunku, 17 marca skończył dwadzieścia lat.

"Oszukać przeznaczenie" ma już 20 lat. Jest kilka powodów, by znów obejrzeć kultowy horror dla nastolatków
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

17.03.2020 17:22

Masz siedemnaście lat i lecisz na wycieczkę na inny kontynent. Jesteś w siódmym niebie, przez kolejne dziesięć dni będziesz wygłupiał się z kumplami i zarywał ładne dziewczyny. Fakt, lecą z wami również szkolne ofermy i społeczne dziwadła, na lotnisku jakiś gość wciska ci propagandę, że śmierć nie jest końcem, a w głośnikach leci utwór muzyka zabitego w katastrofie lotniczej, ale przymykasz na to oko. To będzie twój czas. To będzie wycieczka, której nigdy nie zapomnisz.

I nagle, już na pokładzie, ale jeszcze przed odlotem, zasypiasz na chwilę. Pewnie ze stresu, gdyż boisz się latać. Masz wizję, że zaraz po starcie wasz samolot wypełnia kula ognia. Wszyscy giną. Budzisz się ze strachem. Rozglądasz się wokół. Wszystko jest w porządku. Uff. To był tylko sen.

Ale czy aby na pewno? Ludzie zachowują się jak w twoim śnie. Dokładnie tak samo. Wpadasz w panikę, krzyczysz, że wszyscy zginiecie. Zostajesz wyprowadzony wraz z kilkoma osobami i jedną z nauczycielek z samolotu. Wszyscy mają ci za złe, że przez ciebie stracą pół dnia fajnej wycieczki, czekając na kolejny lot. Masz wyrzuty sumienia. Zastanawiasz się, co z tobą nie tak?

Sęk w tym, że samolot rzeczywiście wybucha niedługo po starcie. Szok i niedowierzanie. Co się właśnie stało? Skąd wiedziałeś, że to się stanie? Podłożyłeś bombę? Jesteś jasnowidzem?

A może… oszukałeś przypadkiem śmierć?

Tygodnie później kolejni ocalali zaczynają ginąć w przykrych okolicznościach, a odpowiedzialny za burdę w samolocie Alex (Devon Sawa) dochodzi prawdy, kto za tym wszystkim stoi. Lub co. Nie jest żadną tajemnicą, że w "Oszukać przeznaczenie" zabija faktycznie Ponury Żniwiarz, wykańczając precyzyjnie tych, którzy uciekli przypadkiem spod kosy.

Niewidoczny antagonista jest w dodatku szalenie efekciarski, bo lubi najpierw doprowadzić ofiarę do granic psychicznej wytrzymałości, a później upozorować groteskowy wypadek. Jeden chłopak ślizga się na wodzie cieknącej z toalety, po czym wpada pod prysznic, a w trakcie poślizgu na szyi zawiązuje mu się linka. Samobójstwo. Tak orzekają lekarz i FBI. Inna bohaterka obserwuje bezsilnie, jak cieknący z pękniętego kubka płyn doprowadza do wybuchu komputera. Jeden z odłamków wbija się głęboko w jej szyję. A to dopiero początek łańcucha "losowych" zdarzeń, który ją w końcu uśmierci.

"Oszukać przeznaczenie" - świetne wyniki finansowe

"Oszukać przeznaczenie" okazało się czarnym koniem kina grozy przełomu wieków. Film został nakręcony w 2000 r. przez debiutującego w pełnometrażowej fabule Jamesa Wonga, jednego ze scenarzystów odpowiedzialnych za sukces "Z Archiwum X". Opowieść o szóstce nastolatków oraz ich nauczycielce, którzy próbują pokonać Ponurego Żniwiarza, kosztowała 23 miliony dolarów, a w światowych kinach zarobiła 112 milionów.

Kolejne cztery części, każda bardziej naciągana i efekciarska od poprzedniej (dwie ostatnie nakręcone w 3D), osiągnęły równie dobre wyniki finansowe. Dość napisać, że seria kosztowała producentów 154 miliony dolarów, a przyniosła na świecie 665 milionów. Pewnie, że superbohaterskie produkcje Marvela i Disneya robią tyle w kilka dni, mówimy jednak o młodzieżowych horrorach, w których bohaterów masakruje niewidzialna siła o smoliście czarnym poczuciu humoru.

"Oszukać przeznaczenie" - kultowe sceny

Rozpoczynający "Oszukać przeznaczenie 2" (2003 r.) karambol drogowy, którego punktem kulminacyjnym są ogromne bele drewna miażdżące samochody, jest uznawany do dziś za jedną z bardziej imponujących scen grozy ostatnich dekad. Wizja efektownej kraksy roller coastera z części trzeciej (2006 r.) również spotkała się z pozytywnym odbiorem. Szkoda, że oba filmy nie miały wiele więcej do zaoferowania, głównie mniej lub bardziej makabryczne sceny zgonów.

I o ile w części drugiej można było wyczuć czarny humor, jak w kultowej scenie, w której chłopak zostaje w trakcie rozpędzania gołębi zmiażdżony przez taflę szkła, tak "trójka" polegała na odcinaniu kuponów. Części czwarta (2009 r.) i piąta (2011 r.) wniosły nieco wizualnej świeżości, konkurując zarazem w ukazywaniu najbardziej groteskowych zgonów (gimnastyczka upada z wysokości i "łamie się w pół").

Ba, "piątka" (napisana przez Erica Heisserera, nominowanego kilka lat później do Oscara za scenariusz "Nowego początku" Denisa Villeneuve’a) wprowadziła zaskakujący zwrot akcji, który powiązał ją z częścią pierwszą. Jednak każdy z tych filmów jedynie powtarzał i rozcieńczał formułę znaną z "Oszukać przeznaczenie". A to właśnie element zaskoczenia i płynięcie pod prąd zastanym konwencjom młodzieżowego horroru sprawiły, że debiut Jamesa Wonga był tak efektowny i efektywny.

"Oszukać przeznaczenie" - jak to się zaczęło?

Nic dziwnego więc, że pierwsza wersja scenariusza Jeffreya Reddicka powstała z myślą o serialu "Z Archiwum X", który w latach 90. słynął z przełamywania narracyjnych i fabularnych schematów. Reddick dał się przekonać, że jego pomysł sprawdzi się lepiej w kinie, i oddał tekst w ręce Wonga oraz Glena Morgana (także scenarzysty "Z Archiwum X"). Powstała produkcja z jednej strony powielająca schematy ukazywania amerykańskich nastolatków, a z drugiej lekceważąca popularne schematy kina grozy dla tychże nastolatków.

W "Oszukać przeznaczenie" nie ma scen seksu i erotycznych gierek, które w konwencjonalnych slasherach sprawiają, że postaci nie zauważają zbliżającego się mordercy. Kwestie rodzinne pozostają na dalekim trzecim planie i dotyczą głównie osadzenia bohaterów w jakimś kontekście społecznym – w końcu większość nastolatków nie mieszka sama.

Nie wspominając już o fakcie, że mordercą jest Śmierć, łotr ostateczny, ponieważ nie da się od niego na dłuższą metę uciec (i dosłownie, i metaforycznie) czy przekonać do zmiany planów. I nie jest w zasadzie mordercą, bo nie ma ani głębszych motywów, ani sumienia, ani jakkolwiek rozumianych dalekosiężnych planów. Wszystko, czego dowiadujemy się o antagoniście cyklu, dowiadujemy się od postaci próbujących "uczłowieczyć" Ponurego Żniwiarza, żeby nadać swojej ucieczce sens.

"Oszukać przeznaczenie" - horror z nutką refleksji

Za dużo poważnych refleksji jak na młodzieżowy horror? Być może, ale właśnie refleksja jest dla bohaterów „Oszukać przeznaczenie” najlepszą bronią przeciw temu, co chce ich zabić. Refleksja nad własną fizyczną i mentalną kruchością, która prowadzi do zrozumienia, że zabić może nawet przypadkiem wbity w rękę zardzewiały haczyk wędkarski, a samoloty są pięknie wyglądającymi pułapkami.

Wong mówił zresztą w wywiadach, że wraz z kolegami po fachu pragnęli nakręcić film, który wywoływałby w ludziach na lotnisku taki sam lęk, jaki wywoływały u plażowiczów rekiny po premierze "Szczęk". Reżyser i scenarzysta wspominał też, że chciał wywrócić do góry nogami panujący w horrorze paradygmat zgadywania "kto umrze następny?" na "jak dana osoba zginie?". Od samego początku filmu precyzyjne ruchy kamery omiatają codzienne przestrzenie, a widz uczy się z kolejnymi minutami zastanawiać, co w kuchni czy łazience może postać zabić.

Co oczywiście nie oznacza, że "Oszukać przeznaczenie" jest filozoficznym kinem grozy, które skłania młodego widza do stawienia czoła własnej śmiertelności. Co to, to nie, film jest sprawnie nakręconym młodzieżowym horrorem, w którym niektóre postaci robią bardzo głupie rzeczy, inne wypowiadają marne dialogi, a absurdalność pewnych sytuacji wywołuje ironiczny uśmiech. Chodzi raczej o dostrzeżenie w filmie, który po premierze został automatycznie skrytykowany przez znawców, czegoś więcej.

Czego? Może oryginalności myślowej, której wiele bardziej okrzyczanych oraz lepiej ocenianych filmów nigdy nie miało, powielając te same przesłania, które powielały inne podobne im obrazy. Oryginalności myślowej, która sprawiła, że po 20 latach o "Oszukać przeznaczenie" wciąż się w pamięta, nawet jeśli film trąci już trochę myszką w kontekście efektów wizualnych.

"Oszukać przeznaczenie" - ukłon w stronę kultowych twórców

Chodzi też o zauważenie różnych warstw znaczeniowych filmu Wonga, jak na przykład tego, że nazwiska głównych postaci odpowiadają nazwiskom różnych ikon kina grozy. Mamy wśród ekranowych nastolatków Billy’ego Hitchcocka, Alexa Browninga, Larry’ego Murnaua, Valerie Lewton czy agenta Schrecka. Jeśli poza Hitchcockiem nic wam te nazwiska nie mówią, nic się nie dzieje, możecie jednak poszukać ich w sieci. Być może obejrzeć jakieś ich produkcje. Może się wynudzicie, a może odkryjecie filmy, które warto poznać.

"Oszukać przeznaczenie" w tym kontekście warto poznać. Jeśli nie teraz, przy okazji 20. rocznicy premiery, to może za dwa miesiące. Dokładnie 13 maja 2020 roku minie 20 lat, odkąd Alex i jego koledzy siedzieli na lotnisku, śmiejąc się, wygłupiając i nie mając pojęcia, że za kilka godzin wszystko się zmieni.

A jeśli i to was nie przekona, w zeszłym roku ogłoszono, że trwają prace nad scenariuszem remake’u "Oszukać przeznaczenie", który będzie zapewne głośniejszy, bardziej efekciarski i pozbawiony większej refleksji, ale swoje zarobi. I może rozpocznie kolejną serię filmową, bo dwadzieścia lat temu nie było takiej mody na horrory. Pożyjemy, zobaczymy.

Ciekawe tylko, co na to Ponury Żniwiarz?

Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (19)