Oto prawdziwa przyczyna opóźnienia premiery Jamesa Bonda? Fani mogą być wściekli
Przeniesienie premiery najnowszej części przygód agenta Jamesa Bonda aż na październik 2021 r. było wielkim zawodem dla widzów. Przyczyna tej decyzji może ich jeszcze bardziej oburzyć.
Oczekiwanie na premierę filmu "Nie czas umierać" wydaje się trwać wieczność. Producenci postanowili, że przesuną jej termin o kilka miesięcy. Pierwotnie produkcja miała trafić do kin w kwietniu zeszłego roku, ale plany pokrzyżowała pandemia koronawirusa. Teraz brytyjski "The Sun" donosi, że decyzję, by z przenieść premierę z kwietnia na październik, nie miała nic wspólnego z bezpieczeństwem.
Nie jest tajemnicą, że kultowa seria jest maszynką do zarabiania pieniędzy, a nie pomnikiem dla sztuki filmowej. Filmowy agent jeździ określonymi autami, używa gadżetów firm, które słono za to płacą. I o ten gadżet ponoć ma chodzić.
Czarny rok dla światowego kina. Przez pandemię nie ma co oglądać
Nokia wydała krocie, by Bond miał w ręku jej telefon. Ale - jak to w świecie technologii bywa - od czasu nakręcenia filmu wyprodukowano już nowsze modele smartfonów, a Bondowi najwyraźniej nie wypada nie mieć ostatniego osiągnięcia technologii w ręku.
Do Hollywood najwyraźniej nie dotarła jeszcze świadomość, że nadprodukcja wszelkich dóbr co roku przynosi naszej planecie zagładę. Bond mógłby dać świetny przykład pokazując, że nie trzeba zmieniać auta, ubrać i telefonów co pół roku.
Niestety wielkie koncerny, które także żądzą mainstreamowym kinem, mają w interesie produkcję coraz to nowszych modeli. Dlatego teraz potrzeba kilku miesięcy, by postprodukcja "uaktualniła" telefon Bonda.