Trwa ładowanie...

Pewnego razu w San Sebastian… Recenzja filmu "Hiszpański romans" w reż. Woody’ego Allena

Po 11 latach od premiery filmowego hitu "Vicky, Cristina, Barcelona" Woody Allen wraca z kolejną produkcją, której akcja toczy się w słonecznej Hiszpanii. Tym razem jednak nie będziemy świadkami szalonych, wakacyjnych przygód i miłosnych uniesień. Wbrew temu, co sugeruje tytuł, "Hiszpański romans" to raczej spokojne, refleksyjne kino, które w lekki i humorystyczny sposób oswaja poczucie straty i nieuchronnego przemijania.

Partnerem treści jest Kino Świat
Materiały partnera Materiały partnera Fot: QUIM VIVES
d409pik
d409pik

Choć Woody Allen uważany jest za typowo amerykańskiego reżysera, jego filmy, których akcja osadzona jest w europejskich stolicach, cieszą się tą samą popularnością, co dawne, nowojorskie kino wielkiego mistrza. Wiele osób uważa, że ostatnie dzieła Allena nijak się mają do dawnych produkcji pokroju "Annie Hall", "Nowojorskich opowieści" czy kultowego "Manhattanu". Faktycznie – przez ostatnie dwie dekady twórca porzucił intelektualną manierę na rzecz lekkich, humorystycznych opowieści. Nie oznacza to jednak, że te drugie powinniśmy uważać za gorsze. Allen postawił na kino rozrywkowe, które może nie każdemu pasuje, ale trzeba przyznać, że ma swój urok i niepowtarzalny czar. I choć "europejska" seria pozbawiona jest inteligenckiej pompatyczności, to znajdziemy w niej wiele cennych przemyśleń i trafnych ripost na temat życia, które charakteryzują twórczość Allena od najdawniejszych lat.

Te cechy ma w sobie także jego najnowszy film "Hiszpański romans". Twórca po raz drugi wraca na Półwysep Iberyjski, żeby w otoczeniu wspaniałych krajobrazów poruszyć wiele ważnych i fundamentalnych kwestii, jak np. miłość, pasja czy też przemijanie. W ostatniej produkcji amerykańskiego mistrza nie znajdziemy szalonego klimatu "Vicky, Cristyina, Barcelona". To raczej kino refleksyjne, słodko – gorzkie, w którym humor ma za zadanie osłodzić gorycz związaną z nieuchronnym końcem pewnej epoki. Podobnie, jak w wielu innych filmach Allena, tak i tu w bohaterze można dostrzec cechy i sposób myślenia samego twórcy, co czyni ten obraz naprawdę wyjątkowym.

Materiały partnera
Materiały partnera (Fot: QUIM VIVES)

Festiwal (nie tylko) filmowych wrażeń

Mort (Wallace Shawn) i Sue Rifkin (Gina Gershon) to małżeństwo z długim stażem. Ona bryluje w świecie show businessu, dbając o wizerunek filmowych gwiazd, on żyje z dala od blichtru i reflektorów, odsłaniając przed studentami dzieje światowej kinematografii i zarażając ich miłością do najsłynniejszych filmowych twórców. Mort nie wymaga zbyt wiele od życia. Od dawna ma tylko trzy marzenia: napisać książkę, która w pełni zasłużyłaby na miano literackiego arcydzieła, doczekać czasów, kiedy do świata kina wrócą prawdziwi artyści, pełni ambicji i pasji oraz zobaczyć choć jeden festiwal filmowy na żywo. O ile dwie pierwsze kwestie wydają się bohaterowi zupełnie nierealne, to ostatnie pragnienie właśnie się spełnia.

d409pik

Mort wybiera się z żoną na festiwal filmowy w hiszpańskiej miejscowości San Sebastian, jednak tym razem motywacją do podróży wcale nie jest miłość do sztuki filmowej. Mężczyzna podejrzewa, że Sue i pewnego młodego reżysera łączy znacznie więcej, niż tylko praca. Niestety, już pierwszego dnia okazuje się, że jego obawy wcale nie były bezpodstawne. Sue patrzy na Philippe’a(Louis Garrel) jak zakochana nastolatka i nie odstępuje go na krok. Czas, który mu poświęca, tłumaczy zobowiązaniami zawodowymi, jednak Mort wkrótce odkrywa, jego ukochana i młody filmowiec najwięcej czasu spędzają na beztroskich igraszkach na plaży i w hotelu. W końcu Sue wyznaje mężowi prawdę o romansie z Philippe’m. Po tak wielu latach wspólnego życia perspektywa rozwodu wydaje się Mortowi przerażająca. Mężczyzna nad wyraz ceni sobie spokój i bezpieczeństwo, tymczasem okazuje się, że po powrocie do domu jego ustabilizowany świat runie w posadach. Jednak słoneczna Hiszpania to nie miejsce na smutek i rozpacz po rozpadzie małżeństwa. Mort postanawia wykorzystać ten moment najlepiej, jak się da – tym bardziej, że na horyzoncie pojawia się tajemnicza kobieta…

Materiały partnera
Materiały partnera (Fot: QUIM VIVES)

Nie czas na łzy

Allen w pozornie lekki i humorystyczny sposób dotyka fundamentalnych kwestii, które zawsze były mu bliskie. Stracona miłość, samotność i poczucie przemijania towarzyszą także zdradzonemu Mortowi, dla którego prawda na temat żony okazała się znacznie bardziej bolesna, niż początkowo przypuszczał. Nieoczekiwanie bohater znajduje pocieszenie w gabinecie pięknej i znacznie młodszej lekarki,  Jo Rojas (Ellena Anaya). Pod pretekstem różnych dolegliwości Mort coraz częściej odwiedza panią doktor, by dowiedzieć się czegoś o jej życiu. Niestety, Jo ma męża, choć nazwanie ich związku szczęśliwym byłoby grubą przesadą. Temperamentny artysta wiecznie urządza swojej partnerce awantury, które ta znosi coraz gorzej. Brak uczuć, niezrozumienie i wyobcowanie – to wszystko, co przeżywa Mort, doskonale rozumie także Jo, choć dla niej kryzys w związku nie jest jeszcze powodem do snucia planów o rozwodzie. Zagubiona kobieta ulega namowom czarującego, starszego gentlemana i wkrótce zaczynają spędzać ze sobą czas także poza gabinetem. Rozmowy przy winie i długie spacery w otoczeniu wspaniałych krajobrazów Zatoki Baskijskiej sprawiają, że w Morcie budzi się dawny romantyk. Czy to możliwe, że właśnie poznał swoją bratnią duszę, na którą czekał całe życie? Ból po zdradzie żony ustępuje miejsca coraz większej fascynacji młodą lekarką. Wszak przecież nigdy nie jest zbyt późno na miłość, a Hiszpanie wiedzą o tym najlepiej!

d409pik

Coś się kończy, coś się zaczyna

Złośliwi twierdzą, że Allen od dawna tworzy kolejne filmy według znanych i sprawdzonych schematów. Znając styl kinowego mistrza, można z góry założyć, że bohaterów czeka wielka, namiętna przygoda, która osłodzi im życiowe rozczarowania. Cóż, tym razem Allen nieźle zaskoczył swoich widzów, stawiając raczej na spokojną, stonowaną fabułę oraz ideę rozstania jako terapii i szansy na poszukiwanie siebie. Faktycznie, Jo jest dla Morta ważnym przystankiem w tej duchowej podróży, jednak tym razem przyjaźń, wsparcie i zrozumienie okazują się ważniejsze, niż pragnienie przeżycia gorącego romansu. Dodatkowo, każde z bohaterów jest na innym etapie życia. Dla Morta dotychczasowa rzeczywistość stała się mglistą przeszłością, jednak Jo wciąż wierzy, że relacja z mężem nie jest jeszcze na straconej pozycji. Jednak okazuje się, że hiszpańska przygoda bez hiszpańskiej namiętności może być równie cenna i ożywcza. Dla Morta była na pewno okazją do zrozumienia wielu błędów, jakie dotychczas nieświadomie popełniał. Poza tym, bohater wciąż ma w sobie to, co w życiu najcenniejsze – pasję. Każdego dnia żyje miłością do dawnego kina, śni o nim, a treść tych snów do złudzenia przypomina kadry z najsłynniejszych filmowych klasyków.

Materiały partnera

Wbrew temu, co może sugerować tytuł filmu, "Hiszpański romans" wcale nie koncentruje się na romansie. Właściwie, zdrada żony jest dla bohatera jedynie pretekstem do przejścia na wyższy poziom samoświadomości. Osiągając ten stan Mort przekonuje się, że nie ma sensu płakać za minionym życiem, bo wcale nie było mu w nim dobrze. Nie da się zaprzeczyć, że najnowszy obraz Allena jest bardzo sentymentalny. Rozstanie jako metafora podróży, czarnobiałe migawki kultowych dzieł kina, poszukiwanie nowej drogi – to wszystko możemy próbować czytać jako zawoalowany manifest mistrza na temat zmieniającego się świata. Allen poddaje się tym zmianom ze spokojem, co widać w jego dziełach. Po soczystych, nieco szalonych produkcjach będących hołdem ku czci artystycznej bohemy dziś praktycznie nie ma już śladu. Bohaterowie Allena pragną spokoju, co może być niezawodnym znakiem, że tego samego oczekuje od życia sam mistrz. Oczywiście, Woody Allen nie raz już zaskakiwał świat swoimi reżyserskimi wizjami, ale mam przeczucie, że do tamtego kina nie ma już powrotu.

d409pik

Popisowa rola Wallace’a Shawna

Choć w obsadzie znajdziemy znakomitych aktorów, nie da się zaprzeczyć, że ten film w całości należy do Wallace’a Shawna, który od pierwszej minuty przyciąga widza swym sympatycznym sposobem bycia i ujmującym uśmiechem. Postać Morta wydaje się wręcz stworzona dla Shawna – nic dziwnego zatem, że czuje się w niej jak ryba w wodzie. Aktor dotychczas pojawiał się głównie w rolach drugoplanowych, jednak każda, nawet najmniejsza kreacja w jego wykonaniu to prawdziwy majstersztyk. Można więc śmiało powiedzieć, że "Hiszpański romans" jest dla aktora ukoronowaniem wielu lat jego artystycznej działalności, a także okazją do przypomnienia udziału w innym filmie Allena, "Manhattanie", który był dla Shawna filmowym debiutem. Tym razem aktor wciela się już w doświadczonego życiowo człowieka, który dopiero na jesieni swojego życia zaczyna dostrzegać, co jest w życiu naprawdę ważne. Wspaniała gra, która bardzo wzbogaca fabułę filmu i sprawia, że widzowi trudno oderwać wzrok od ekranu.

WA19_07.11_0258.CR2QUIM VIVES
Materiały partnera Fot: QUIM VIVES

Kino, przy którym można odpocząć

"Hiszpański romans" to film, który ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Lekkie, zabawne i jednocześnie mądre kino tym razem koncentruje się na tym, co ulotne. Wydawać by się mogło, że jednym z bohaterów tej produkcji jest ulotny czas. Jego znamiona pojawiają się w licznych snach Morta, jak np. ten o rozmowie ze śmiercią (świetna, choć niewielka rola Christopha Waltza!). Zagorzali fani Allena na pewno zauważą, że tę produkcję różni od poprzednich niemal wszystko. W dialogach bohaterów słychać melancholię i tęsknotę za minionymi latami, które były tak dobre i pomyślne dla rozwoju kina. Swoim najnowszym filmem Allen zdaje się składać hołd wielkim twórcom, których już nie ma. Dociekliwi mogą dopatrywać się w nim także symbolicznego pożegnania z pewnym etapem w działalności twórczej reżysera. Nie przywiązywałabym jednak dużej wagi do takich ukrytych znaków i symboli. Allen słynie z tego, że lubi zaskakiwać swoich widzów. Po pięknym, nieco gorzkim i refleksyjnym "Hiszpańskim romansie" twórca na pewno przygotuje coś, czego nikt z nas się nie spodziewa.

Partnerem treści jest Kino Świat
d409pik
d409pik