Niełatwe początki
„Młode wilki” były dla niego niczym prawdziwe zrządzenie losu. 24-letni chłopak, absolwent szkoły filmowej, nie spodziewał się, że tak szybko zdobędzie sławę. Zanim otrzymał rolę Prymusa, występował w teatrze lub przemykał się gdzieś na drugim planie, praktycznie niezauważony. Wielokrotnie odprawiono go z kwitkiem, wiele razy musiał przełknąć smak porażki, ale nawet to nie odebrało mu siły do działania.
- Po szkole starałem się o etat, nie udało się – opowiadał w Gali. - Od razu po Filmówce w Łodzi sprzedałem auto i wylądowałem w Warszawie. Odwiedzałem świątynie sztuki, teatry, wytwórnie filmowe, TV, itd., słyszałem wciąż: "Zadzwonimy do pana". "Nie, to ja zadzwonię", odpowiadałem. Chociaż doskonale wiedziałem, że to oznaczało pobudkę o szóstej, jazdę na Dworzec Wileński i kolejkę do automatu, w końcu telefonowałem o tej ósmej i słyszałem: "Proszę zadzwonić za godzinę". "No problem", rzucałem zimno.