"Pokolenie Utoyi": z wiarą w przyszłość
22 lipca 2011 roku ich życie zmieniło się bezpowrotnie. Patrzyli, jak giną ich koledzy, sami starając się za wszelką cenę ustrzec od strzałów Andersa Breivika. W tym roku minie 10 lat od tej masakry, a wielu ocalałych dalej jest wiernych ideom, które sprowadziły ich na Utoyę. Niepokoją ich przejawy dyskryminacji na świecie, również w Polsce.
O wydarzeniach z tego feralnego dnia w historii Norwegii, w którym zginęło 77 osób, a 319 zostało postrzelonych z rąk zamachowca Andersa Breivika, powstało już wiele materiałów prasowych, książek czy filmów fabularnych. Uczestnicy młodzieżowego obozu Norweskiej Partii Pracy wciąż są pytani o bolesną przeszłość i nieprzerwanie opowiadają o szczegółach zamachu na wyspie Utoya. Zdaje się, że niewielu interesuje ich teraźniejszość i przyszłość. Na tym jednak postanowili się skupić twórcy dokumentu "Pokolenie Utoya" Aslaug Holm i Sigve Endresen.
Jedna z bohaterek filmu Ina Libak mówi wprost: "Gdybym nie była częścią AUF (młodzieżowej Partii Pracy), nie zostałabym postrzelona", mimo to dziś nadal jest liderką tego ruchu. Przetrwała, bo przyjaciele, którzy ukryli się z nią w lesie, położyli się na niej, aby ją ogrzać i żeby się nie wykrwawiła.
Od lat dzieli się swoim świadectwem z Utoyi i co roku powraca tam u boku Renate Tarnes, która walczy o zmianę wizerunku samej wyspy, aby zamanifestować swój sprzeciw wobec ekstremizmowi. Jednak na co dzień Inę zajmuje głównie kwestia zmian klimatycznych i to w tym zakresie stara się nakłonić młodych Norwegów do działania.
Świadek masakry Breivika: natknął się na nich w tym miejscu, zastrzelił ich
Podobnie jest w przypadku Kamzy Gunaratnam, która po tym, jak przepłynęła jezioro Tyrifjorden, by ustrzec się strzałów z broni Andersa Breivicka, nie wycofała się z aktywności politycznej. Wręcz przeciwnie, zaangażowała się w nią na pełen etat i została zastępcą burmistrza Oslo. Lubi spotykać się z dziećmi i młodzieżą i objaśniać im, że nienawiść zaczyna się od słów.
Twórcy filmu "Pokolenie Utoya" kierują też kamerę na Line Hoem, która działa w lokalnej polityce, choć nadal mierzy się z zespołem stresu pourazowego. Lina była jedną z organizatorek obozu z lipca 2011 r. i ma wyrzuty sumienia, że przeżyła zamach w przeciwieństwie do osób, które nakłoniła do przyjazdu na wyspę.
Nadal uczęszcza na terapię oraz rehabilitację. Większy wysiłek fizyczny wywołuje u niej ataki paniki, tak jakby ciało wciąż pamiętało, ile musiało znieść, aby przetrwać po postrzale.
Wszystkie te dzielne kobiety są niezwykle wyczulone na wszelkie przejawy dyskryminacji, które, jak zwracają uwagę, zawsze zaczynają się od mowy nienawiści. I to nie tylko w ich kraju. Trwogę wywoływały u nich wypowiedzi Donalda Trumpa za czasów jego prezydentury, które jawnie dzieliły nacje na lepsze i gorsze. Ina Libak przyznała też, że z niepokojem przygląda się wydarzeniom w Polsce: nagonce na środowisko LGBT oraz ograniczeniu praw kobiet w sprawie aborcji.
Wielu może zaskakiwać, skąd w dawnej młodzieży z Utoyi wciąż tyle zapału do zmiany świata. Zwłaszcza gdy pod ich adresem pojawiają się groźby w stylu: "mam nadzieję, że w tym roku ktoś dokończy dzieła na Utoyi i zginiesz". Ocaleńcy wybrali jednak drogę realnego działania przeciwko złym siłom. W końcu kto, jak nie oni, doskonale wie, jakie skutki przynosi zachłyśnięcie się ideami faszystowskimi.
Dokument "Pokolenie Utoya" znalazł się w programie 61. Krakowskiego Festiwalu Filmowego.