Polisz kicz prodżekt
Pracujący w Stanach świetny operator Janusz Kamiński powrócił na ojczyzny łono, by tu wyreżyserować „Hanię”. Zamiast talentem reżyserskim błysnął jednak cukierniczym, a jego film z powodzeniem mógłby trafić do Bliklego, gdzieś między ptysie a eklerki.
Z tą tylko różnicą, że po jednym ptysiu człowieka nie zemdli, a po jednym obejrzeniu „Hani” – na pewno.
Historia chłopca z domu dziecka, który odmienia życie pary japiszonów (Agnieszka Grochowska i Łukasz Simlat sparaliżowani przez katastrofalnie słaby scenariusz), jest niemiłosiernie polukrowana: Warszawa wygląda jak wycięta z turystycznego folderu, a pacholę wygłasza mądrości, jakby było księdzem Tischnerem.
Do tego skrzą się światełka na choinkach, aniołki są wśród nas, prószy śnieżek i dzyń, dzyń, dzyń się rozlega dokoła, bo to po pierwsze, magiczne Boże Narodzenie, a po drugie, muzykę do filmu skomponował Jan A.P. Kaczmarek.
I na pewno nie dostanie za nią kolejnego Oscara.