Pomieszanie z poplątaniem na bogato
Wspólne dzieło amerykańsko-niemieckich filmowców mogło okazać się albo grafomańską próbą powrotu przebrzmiałych rewolucjonistów, albo też arcydziełem, będącym kamieniem milowym dla światowej kinematografii.
12.11.2012 | aktual.: 21.03.2018 14:00
"Atlas chmur" chwyta się wszystkich możliwych sposobów, żeby zaistnieć w świadomości widzów jako epicka i przede wszystkim rewolucyjna superprodukcja. W najnowszym filmie rodzeństwa Wachowskich i Toma Tykwera jest podróż, iluminacja, wzniosła filozofia, patetyczna muzyka, ponadczasowy romans, wielkie namiętności, spektakularne efekty specjalne, plejada gwiazd o międzynarodowej renomie oraz nie dwóch znakomitych reżyserów, ale aż trzech prawdziwych mistrzów w swojej dziedzinie. Niestety, przy tak gigantycznym projekcie istnieje również wielkie ryzyko porażki. Stawka więc jest wysoka.
Obawy widzów kontra aspiracje filmowców zderzają się w sali kinowej i dopiero po jej opuszczeniu widzowie mogą spokojnie odetchnąć z ulgą. Ponieważ "Atlas z chmur" nie jest ani hollywoodzką wydmuszką o banalnym patetycznym przesłaniu, ani tym bardziej nie jest dziełem, które na zawsze odmieni oblicze światowego kina. Tym razem Wachowscy wraz z Tykwerem podjęli się próby zrealizowania wielowymiarowego obrazu, mówiącego o najprostszych uczuciach i wartościach - miłości, wolności i przeznaczeniu. Efektem ich pracy jest unikatowy film, którego największą wartością jest strona wizualna. "Atlas chmur" to przede wszystkim jedno z najbardziej niezwykłych filmowych widowisk XXI wieku.
Warto zaznaczyć, że o największych zaletach filmu decydują cyfry. Trzech reżyserów, ośmiu głównych aktorów, z których każdy zagrał maksymalnie po sześć różnych ról w kilku połączonych ze sobą historiach. Drugoplanowych gwiazd i ich ekranowych kreacji aż nie sposób policzyć za pierwszym razem. Sumą tego filmowego równania jest udana i, co najważniejsze, wierna adaptacja bestsellerowej książki autorstwa Davida Mitchella. Jednak największym magnesem, który z pewnością przyciągnie uwagę szerokiej publiczności, to zachwycające efekty specjalne oraz wręcz szokująca charakteryzacja. Filmowy makijaż użyty z największą finezją i - aż chciałoby się powiedzieć - premedytacją sprawił, że Tom Hanks przedstawił się widzom jako oszpecony starzec, następnie wcielił się w przebiegłego karła, by w kolejnym epizodzie wystąpić jako napakowany „pisarz” cierpiący na problem kontroli gniewu.
Natomiast Halle Berry w jednym z epizodów wcielił się w postać białej żydówki, by po chwili wystąpić jako odrażający chiński lekarz. Uczta dla oka i wyjątkowo przyjemna łamigłówka dla fanów X Muzy.
"Atlas chmur" jest przepełniony zakamuflowanymi tropami i niuansami, za pomocą których rozpoznamy nie tylko największe gwiazdy światowego ekranu, ale i z ogromną satysfakcją odkryjemy wiele tajemnic filmowej adaptacji. Na wielkie brawa zasługują również aktorzy, wśród których przede wszystkim należy wyróżnić Hugo Weavinga, Jima Broadbenta i zaskakująco świetnego w roli czarnych charakterów - Hugh Granta. Gwiazdorzy w kilku drobnych epizodach zaprezentowali prawdziwy majstersztyk swoich umiejętności. Najnowsze dzieło Lany i Andy’ego Wachowskich oraz Toma Tykwera pobudzi zmysły widowni, jednak nie wszystkich chwyci za serce. Niektórym widzom "Atlas chmur" może wydać się przytłaczający przez swoje efekciarstwo i mnogość wydarzeń. Niemniej nawet wtedy wciąż warto zobaczyć.