''Prawdziwa historia króla skandali'': Wywiad z Anną Friel

Piękna i seksowna. Potrafi uwieść widza bez opamiętania. Na swoim koncie ma występy na Broadwayu, jak i w głośnych filmach: *"Londyński bulwar" z Keirą Knightleyi "Jestem bogiem" z Bradleyem Cooperem. Już w najbliższy piątek będzie można zobaczyć ją na ekranach kin w filmie "Prawdziwa historia króla skandali". Zagra jedną z najbardziej pożądanych kobiet XX wieku. Bizneswoman, choreografkę, striptizerkę, żonę Paula Raymonda – mężczyzny który zmienił obyczajowość Wielkiej Brytanii.*

''Prawdziwa historia króla skandali'': Wywiad z Anną Friel
Źródło zdjęć: © ITI

28.05.2013 16:27

* Jak podobała się pani współpraca z Michaelem Winterbottomem?*

Miałam wielkie szczęście i zaszczyt pracować z Michaelem. To reżyser, który budzi zaufanie i podziw, gdyż jego filmy skłaniają do myślenia. Poza tym, tworzy komfortową atmosferę na planie. Zachęca do realizmu i aktor rzadko kiedy zdaje sobie sprawę z umiejscowienia kamery, gdyż reżyser posługuje się bardzo długim obiektywem. To daje niemal wrażenie filmu dokumentalnego. Nikt ci bez przerwy nie poprawia włosów i makijażu, chociaż grasz w filmie kostiumowym.

Odtwarza pani postać Jean Raymond na tle ponad trzech dekad. Czy to było wyzwanie?

Tak. Poznajemy Jean, kiedy ma 22 lata, a pod koniec filmu to 56-latka. Dziwnie było patrzeć na siebie, starzejącą się o trzydzieści lat. "Boże, nie jestem już młodą naiwną gwiazdką. Jestem 36-letnią kobietą, która próbuje zrozumieć i utożsamić się z autentyczną postacią, o 20 lat starszą ode mnie. Musiałam więc 'przyspieszyć' swoje życie, a tym samym zapomnieć o własnej próżności.

Czy spędzała pani wiele czasu na charakteryzacji, żeby osiągnąć pożądany efekt?

Michael daje na to niewiele czasu. Zrobili mi zmarszczki i kręciliśmy zdjęcia w ostrzejszym świetle, co również mocno postarza. Resztę, mam nadzieję, załatwia wyobraźnia i gra aktorska.

To było odważne posunięcie ze strony Michaela, ująć w jednym filmie tyle różnych epok, prawda?

Tak, lecz jego geniusz polega na tym, że osiąga to w tak niewymuszony sposób. Wielu innych filmowców zrobiłoby wiele szumu wokół faktu, iż muszą przeskakiwać między epokami. Jesteśmy w latach siedemdziesiątych, a teraz w osiemdziesiątych. Michael natomiast, nie miał żadnego problemu, żeby rano nakręcić scenę z lat pięćdziesiątych, w południe z lat siedemdziesiątych, chociaż trzeba było zmieniać scenografię w przypadku każdej dekady. Jednak wszystko się udało, zaś on sam radzi sobie z tym bez wysiłku, z pomocą doskonałego zespołu. Trzeba się do tego dostosować albo wypadasz z drużyny.

Proszę nam opowiedzieć o przygotowaniach do roli Jean Raymond.

Uważam ją za fascynującą postać. Na przykład, chociaż nie pokazano tego w filmie, kiedy pojechała do Ameryki, umawiała się z Joe DiMaggio (sławny amerykański futbolista, który ożenił się z Marilyn Monroe). Spotykała się z nim po Marilyn. To wyjaśnia, dlaczego wróciła do Wielkiej Brytanii jako blondynka (w filmie pojawia się na weselu córki z blond włosami). Niestety nie istniały żadne nagrania z Jean Raymond, na których mogłabym się oprzeć, więc musiałam się zastanowić, co ją ukształtowało. Wiedziałam, że pochodziła z Północnej Anglii, więc w filmie stopniowo łagodziłam jej akcent, podobnie jak Paul robił to ze swoim bohaterem, ponieważ każdy kto pochodzi z Północy, w końcu zgubi swoją oryginalną wymowę, mieszkając w Londynie przez wiele lat. Samogłoski zostaną, ale artykulacja będzie wyraźniejsza. W tej kwestii wiele nauczyłam się od Steve'a.

Czy polubiła pani graną przez siebie postać? Była bardzo silną kobietą, prawda?

Tak, to kobieta z charakterem. Wywalczenie rekordowej ugody rozwodowej też było nie lada osiągnięciem. Ona jednak uznała, że jej się należy. I to prawda! Była typowym tworem lat pięćdziesiątych, w których kobiety miały określoną rolę i przymykały oko na wybryki mężczyzn. To było diametralnie różne od czasów współczesnych. Bo czy można sobie wyobrazić dzisiaj taką sytuację? "Jasne, idź zabawić się z innymi kobietami, tylko wróć do mnie". I to było jej podejście: "pod warunkiem, że wciąż mnie kochasz i do mnie wrócisz". Prawdziwy przełom w ich związku nastąpił, kiedy spytała Paula o sytuację z Fioną i zorientowała się, że jeszcze ze sobą nie spali. To znaczyło więcej, niż gdyby się przespali. Wtedy zrozumiała, że stało się coś ważnego.

Paul Raymond wykorzystywał kobiety w interesach, a mimo to w prywatnym życiu otaczał się silnymi kobietami...

Zgadza się. Weźmy Fionę - która jako jedyna z ich trzech żyje do dzisiaj - która musiała ciężko pracować, żeby dowieść Paulowi, iż jest właściwą osobą do każdej pracy, jaką jej powierzał.

A jakie jest pani zdanie na temat samego Paula Raymonda?

Cóż, fakt iż zmarł jako najbogatszy człowiek w Anglii, wciąż kontrolujący większość rewii w Soho, pokazuje jak wielkie miał wpływy. Udało mu się też obalić wiele tabu, związanych z kobietami i seksem. To fascynujące, na przykład, że w 1952 roku nagość kobiet była dozwolona, lecz nie mogły się one swobodnie przemieszczać. W dzisiejszych czasach wzbudziłoby to oburzenie i niedowierzanie. Trzeba więc wziąć pod uwagę jego osiągnięcia. To czy był szczęśliwy, to już zupełnie inna sprawa i pytanie, jakie stawia nasz film. Myślę, że film pokazuje, iż pod wieloma względami miał fantastyczne życie, lecz czym ono jest bez miłości? Weźmy chociażby rozpad jego rodziny, który był dramatyczny, gdyż Jean zabrała ze sobą syna Howarda do LA, a Paul został z córką, Debbie. Jego historia ma wiele wątków, a w półtorej godziny da się opowiedzieć tylko kilka z nich.

Czy na planie filmu poznała pani członków rodziny Raymonda?

Tak, odwiedziła nas Fawn, jego wnuczka. Rzecz jasna, jest już dorosłą kobietą, na dodatek niezwykle zrównoważoną. Człowiek nigdy by się nie domyślił, iż jest spadkobierczynią ogromnej fortuny. Rodzina otoczyła ją wspaniałą opieką. Myślę, że wzięli lekcje z życia i obydwie wnuczki - Fawn i India, są bardzo rozsądne. Obydwie są przepiękne, niezwykle otwarte i ciepłe.

Michael Winterbottom lubi, kiedy jego aktorzy improwizują, a narzędzia filmowe ogranicza do minimum. Czy taki rodzaj pracy jest w pani odczuciu uwalniający?

Zdecydowanie tak. Co więcej, namawiałabym gorąco każdego aktora, żeby zagrał u Michaela, ponieważ jest to wyjątkowe doświadczenie. Przede wszystkim, musisz odrzucić próżność. Nie ma przyczep, więc zmiany charakteryzacji i kostiumów odbywają się na planie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)