"Panie Ordon, panie Ordon, przedstawienie!"
Lech Ordon lubił opowiadać anegdoty. Jedna z nich dotyczyła jego teatralnej młodości. Pewnego razu przed występem zasnął nad książką. - W pewnym momencie usłyszałem przez sen: "Panie Ordon, panie Ordon, przedstawienie!". Obudziłem się. Ciemno. Jak ja się znalazłem w teatrze, nie wiem. Wpadłem, ale już było po mojej scenie, zagrał ją asystent reżysera. Za kulisami stał dyrektor Schiller i rzekł: "No nie, my go nie możemy ukarać, bo jakbyśmy go ukarali, to on by nam umarł". Ja byłem w takim stanie, że jakby mi ktoś dał nóż, to bym się zabił.
Aktor kontynuował dalej na łamach "Super Expressu". - Jakiś czas minął, jest przyjęcie w szkole, Schiller nalał wódeczki i kiwa, żebym podszedł: "Panie Lechu, a wtedy co pan nie przyszedł na to przedstawienie, to co, ładna była?". "Panie dyrektorze, ale ja naprawdę z książką... Nigdy mi nie uwierzył".
To nie jedyna anegdota, którą za życia podzielił się Lech Ordon. Chętnie opowiadał je w czasie spotkań z fanami. - Pamiętam też jak w "Igraszkach z diabłem", gdy grałem tytułową rolę, niespodziewanie zapadła się pode mną scena, doznałem kontuzji i wrzasnąłem: "Jezus Maria!". Wtedy otrzymałem gromkie brawa, za to, że grając takiego bohatera, wzywam na pomoc Jezusa i Maryję… - mówił podczas jednego z takich spotkań w Będzinie.