„To nie jest propagandowy film”
Nominacją do Węży się nie przejmuje i twierdzi, że choć "Smoleńsk" nie wyszedł dokładnie tak, jak sobie wyobrażał, jest dumny z udziału w tym filmie. Według niego środowisko artystyczne i media zrobiły nagonkę na reżysera.
- Wyszło, jak wyszło, bo wielu aktorów i twórców kiedyś współpracujących z panem Antonim mu odmówiło. Ludzie z jego pokolenia, jego przyjaciele mu odmówili. Niektórzy nie chcieli z nim nawet rozmawiać, nie mówiąc już o przeczytaniu scenariusza. To jest ciekawe - mówił w "Gazecie Wyborczej".
- To nie jest propagandowy film. Nie jest podyktowany lub zamówiony przez jakiekolwiek siły polityczne. To od początku własna inicjatywa pana Antoniego podyktowana pewną wewnętrzną koniecznością. W tym samolocie zginęło wielu jego bliskich przyjaciół i mówił mi, że jako filmowiec potrafi się zmierzyć z tym tylko w ten jedyny sposób. I że on może pozwolić sobie na ten film, bo karierę już zakończył i może się wystawić na pewny, jak widać, atak.