Renate Reinsve. Norweska aktorka o tym, czy ze śmiercią kończy się miłość

Norweska aktorka Renate Reinsve podbija świat filmu. Publiczność pokochała ją za rolę w "Najgorszym człowieku na świecie". Teraz aktorka powraca w filmie "Another End". To opowieść o budowaniu relacji oraz wielkiej miłości, która nie kończy się nawet w momencie odejścia ukochanej osoby.

Źródło zdjęć: © materiały partnera

Marcin Radomski: "Najgorszy człowiek na świecie" w reżyserii Joachima Triera dał ci międzynarodową rozpoznawalność. Zagrałaś tam pełną życiowej energii Julie, która u progu trzydziestych urodzin stara się poukładać swoje skomplikowane życie uczuciowe. Czy temat tego filmu był ci bliski?

Renate Reinsve: Nie odebrałam go bardzo osobiście, ale wiem, że wiele młodych i nie tylko osób odnajdzie się w jego temacie. Z jednej strony była to komedia romantyczna, z drugiej dramat psychologiczny o poszukiwaniu miłości i tym, jak wyglądają współczesne relacje. To film, o tym, czym jest dziś miłość i jak się ją wyraża. Długo rozmawialiśmy z Joachimem o filozofii życia i szczerze zastanawialiśmy się nad tym momentem, kiedy się zakochujesz. Próbujesz być najbardziej czarującą, fajną wersją siebie, ale w środku możesz czuć wstyd i strach.

I wtedy można pomyśleć, że jest się najgorszym człowiekiem na świecie?

Tak, ale miłość może nas zmienić i staniemy się lepszą wersją siebie. Musimy to jednak zrobić samodzielnie, a nie opierać się na drugiej osobie, bo generalnie najważniejsze jest, aby zaakceptować siebie i żyć w zgodzie z tym, kim jesteś.

Czy ty starasz się tak funkcjonować? Jak opisałabyś ostatnie trzy lata swojego życia? Czy popularność ci przeszkadza czy pomaga?

Staram się zachować dystans do otoczki medialnej, która towarzyszy mojej pracy. Dla mnie bardzo ważne jest, by mieć przyjaciół, rodzinę, ludzi, do których zawsze możesz wracać i którzy w odpowiednim momencie sprowadzą mnie na ziemię. Myślę, że sekret funkcjonowania w tej branży jest taki, by pozostać otwartym na świat, nawet jeśli on jest wobec nas surowy.

© materiały partnera

Co to dla ciebie znaczy?

Nie chcę robić filmów pozbawionych głębi, w których nie byłoby tematów do rozmów, tematów dla mnie ważnych. Wtedy tracę całą radość. Ważne jest, by skupić się na pracy i nie pozwolić, by rozpraszał cię aspekt sławy. Nie chcę czerpać pewności siebie z czegoś powierzchownego, dlatego przed premierą czy spotkaniem z prasą, uwielbiam popracować rano nad kolejnym filmem. Lubię też słuchać publiczności, bo to pokazuje mi, co ludzie myślą o filmie – co im się podoba, a co nie. To lekcja dla mnie na przyszłość.

W nowym filmie "Another End" Piera Messiny akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. W tym świecie śmierć partnera lub partnerki nie musi być jednak końcem relacji. Główny bohater "Another End" postanawia skorzystać z nowoczesnej technologii pozwalającej przywrócić świadomość ukochanej żony. Dlaczego zdecydowałaś się na udział w filmie?

Dla mnie decyzja o udziale w tym projekcie wynikała z zamiłowania do tego rodzaju filmów, zadających wiele pytań, ale robią to w sposób, który cię zaskakuje. Jak filmy Charliego Kaufmana, Davida Lyncha czy Larsa von Triera. Projekty, w których po przeczytaniu scenariusza myślisz: Czy dobrze to odczytuję? To takie dziwne, ale rezonuje ze mną. Czułam, że jako ekipa wspólnie szukaliśmy na nie odpowiedzi.

Co sądzisz o nowych technologiach ukazanych w filmie, które pozwalają przywrócić do życia świadomość zmarłej osoby?

Nie do końca je rozumiem, ale to może być świat naszej przyszłości. Na razie jest to science fiction, tym bardziej interesujące było pracować i zastanawiać się nad decyzjami bohaterów. W "Another End" nowa technologia daje Salowi dodatkowy czas na spędzenie czasu z Zoe, na ponowne pokochanie jej, bycie przez nią kochanym, a w końcu na pożegnanie.

© materiały partnera

Czy miłość pozwala pokonać strach przed śmiercią?

Koniec w pewien sposób wyznacza granice i pozwala zdefiniować rzeczy. Zawsze podaję przykład wody, która, jeśli nie znajduje się w jakimś naczyniu, nie posiada formy i nie jest czymś definiowalnym. Śmierć też jest taką granicą, która w pewien sposób określa to, kim byliśmy. Działa to również w przypadku więzi – gdy coś się kończy, łatwiej nam to nazwać, łatwiej stwierdzić czym tak naprawdę było.

A na czym dla ciebie polega aktorstwo?

Na zbudowaniu w oparciu o scenariusz pełnokrwistej, złożonej postaci. Muszę wczuć się w jej myśli, przeżycia. W przypadku "Another End" musiałam wykreować nie jedną a dwie osoby, co było bardzo ekscytującym wyzwaniem. Uwielbiałam odgrywać szczęcie Zoe, a potem od razu przeistoczyć się w cierpiącą Avę, co było już mniej przyjemnym procesem. To trudne emocjonalnie i zawsze przed tym robiłam sobie przerwę na papierosa. Musiałam całkowicie zmieniać swój sposób myślenia, co odbijało się na mnie także fizycznie. Włożyłam dużo pracy w wykreowanie tych ról.

W filmie występujesz w międzynarodowej obsadzie u boku Gaela García Bernala. Czy miałaś obawy przed spotkaniem z ekipą?

Zdecydowanie bardziej się bałam. Nagle spotykam ludzi, których obserwowałam i podziwiałam jeszcze od czasów, gdy sama stawiałam pierwsze kroki jako aktorka. Na początku czułam się więc nieco onieśmielona, ale potem skupiłam się na pracy i wszystko się zmieniło. Zaczęliśmy rozmawiać o roli, o poszczególnych scenach i zorientowałam się, że czekają mnie takie same wyzwania jak w każdej produkcji. W filmie, tak jak w życiu, też jest miejsce na rozmowy, poszukiwania i dylematy.

Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie