Jean-Claude Van Damme. "W życiu i w miłości, jak w karate..."
Na przełomie lat 80. i 90. był ikoną kina akcji. Jego filmy, choć nie zawsze przypadające do gustu krytykom, uznawane są dziś za kultowe. Jean-Claude Van Damme spełnił swój amerykański, czy raczej hollywoodzki, sen. Po latach wzlotów, nastąpił upadek. W życiu jak w karate – czasem boleśnie się obrywa, ale trzeba się podnieść. Van Damme to potrafi.
Na swoją karierę, życie uczuciowe i własne słabości patrzy z dystansem. Zaskakuje szczerością i poczuciem humoru. 18 października 2024 roku świętuje 64 urodziny i wciąż jest barwną postacią.
Patyk z uszami
Jean-Claude Van Damme przyszedł na świat 18 października 1960 roku w Berchem-Sainte-Agathe, dzielnicy Brukseli. Jego pełne imię to Jean-Claude Camille François Van Varenberg – niezbyt chwytliwe. Mały Jean-Claude nie zapowiadał się na gwiazdę kina akcji – był chudy, wątły i raczej niepozorny. Jak sam wspominał: "Będąc dzieckiem, wyglądałem jak patyk z uszami".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ojciec, Eugène Van Varenberg, postanowił synowi pomóc. Zapisał dziesięciolatka na karate Shōtōkan. Chłopak szybko złapał bakcyla. Oprócz karate zaczął też uprawiać kickboxing, podnoszenie ciężarów, a nawet... balet. Dziś trudno sobie wyobrazić gwiazdora kina akcji ćwiczącego pliés i fouettés. A jednak. "Balet dał mi kocie ruchy i elastyczność. To był klucz do moich późniejszych szpagatów" – wspominał aktor.
Ciężka praca zaczęła przynosić efekty. W wieku 15 lat Jean-Claude był już zawodowym karateką. W ciągu pierwszych pięciu lat wygrał 44 walki, a przegrał tylko 4. "Każdą przegraną traktowałem jako lekcję. A lekcje, jak widać, nie przychodziły zbyt często" – żartował Van Damme.
W 1976 roku, w wieku zaledwie 16 lat, zdobył tytuł Mr. Belgium w kulturystyce. Dwa lata później zdobył czarny pas trzeciego dana w karate Shōtōkan. Chudzielec wyrósł na prawdziwego atletę.
Jak zostać gwiazdą
Van Damme marzył o karierze w Hollywood. W 1982 roku spakował walizki i ruszył na podbój Ameryki. Początki nie były łatwe – pracował jako taksówkarz, kelner, instruktor aerobiku i ochroniarz w klubie. "Byłem chyba jedynym taksówkarzem w LA, który potrafił zrobić szpagat na masce samochodu" – wspominał w wywiadzie. Dostawał małe rólki, czasem statystował. Szału nie było.
Los uśmiechnął się do niego, gdy pokazał producentowi Menahemowi Golanowi swoje popisowe kopnięcie z obrotem o 360 stopni. Golan zapamiętał Belga i jakiś czas później obsadził go w filmie "Krwawy sport" (1988). Van Damme wspomina: "Powiedziałem Golanowi, że jeśli nie da mi tej roli, zrobię szpagat na jego biurku i nie ruszę się, dopóki nie zmieni zdania. Na szczęście nie musiałem tego robić". "Krwawy sport" w reżyserii Newta Arnolda okazał się hitem i zarobił 35 milionów dolarów. Pomimo umiarkowanego zachwytu krytyków filmowych i nominacji do Złotej Maliny, Van Damme z dnia na dzień stał się gwiazdą kina akcji. Zagrał w kasowych hitach, jak "Uniwersalny żołnierz", "Strażnik czasu", "The Quest" i wielu innych. Był na szczycie. "Nagle wszyscy chcieli, żebym kopał ludzi w twarz. To było spełnienie moich marzeń!" – wspominał z uśmiechem.
Oferowano mu nawet 8 milionów dolarów za film. Jego charakterystyczny styl walki, łączący elementy karate, kickboxingu i baletu, stał się jego znakiem rozpoznawczym. "Chciałem, żeby moje walki wyglądały jak taniec. Brutalny, bolesny taniec" – wyjaśniał.
Upadek
Sukces miał swoją cenę. Van Damme wpadł w sidła nałogu. Był uzależniony od tabletek nasennych, a na kokainę wydawał, jak sam przyznał, nawet 10 tys. dolarów tygodniowo. "To było jak jazda na rollercoasterze. Najpierw wielki haj, a potem spadasz na samo dno" – wspominał aktor. W 1999 roku został aresztowany za jazdę pod wpływem alkoholu i stracił prawo do opieki nad synem.
Van Damme nie ukrywa, że jego zachowanie na planach filmowych bywało, delikatnie mówiąc, problematyczne: "Byłem nie do zniesienia. Spóźniałem się, przychodziłem nieprzygotowany, a czasem w ogóle nie pojawiałem się na planie". Podczas kręcenia "Street Fightera" niemal cały czas był odurzony, a reżyser musiał zmieniać scenariusz na poczekaniu, wymyślając sceny bez Van Damme'a.
Co gorsza, okazało się, że aktor cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową. Diagnoza postawiona przez psychiatrę była dla Van Damme'a punktem zwrotnym. "Nagle wszystko nabrało sensu. Moje wahania nastroju, impulsywne zachowania... To nie była tylko kokaina, to była moja głowa" – mówił. Aktor rozpoczął leczenie i powoli zaczął wracać do formy.
Facet, który daje się lubić
Mimo wszystkich problemów, Van Damme ma spore grono fanów. Dlaczego? Bo jest autentyczny i nie boi się mówić o swoich słabościach. "Popełniłem mnóstwo błędów, ale przynajmniej są to moje własne błędy" – wyznał z rozbrajającą szczerością.
Van Damme jest znany ze swojej miłości do zwierzaków – uwielbia spacery po plaży ze swoimi psami. "Psy nigdy cię nie oceniają. Nie obchodzi ich, czy jesteś gwiazdą filmową, czy bezrobotnym. Kochają cię bezwarunkowo". Ta miłość do zwierząt przejawia się też w jego działalności charytatywnej. Van Damme angażuje się w akcje na rzecz ochrony środowiska i praw zwierząt. Wspiera organizacje takie jak Orca Network i Operation Smile. "Chcę wykorzystać swoją sławę do czegoś dobrego. Jeśli mogę pomóc choć jednemu zwierzakowi czy dziecku, to warto" – mówi.
Wielu pamięta cameo belgijskiego aktora w sitcomie "Przyjaciele" – zagrał tam gwiazdora-podrywacza. Kultowe są też memy z Van Damme'em robiącym szpagat między ciężarówkami Volvo. To pokazuje, że aktor ma do siebie dystans i potrafi się z siebie śmiać: "Ten szpagat prawie rozwalił moje krocze, ale, hej, przynajmniej internet miał ubaw!". W Belgii jest uwielbiany. W 2012 odsłonięto nawet jego pomnik. "Mam nadzieję, że nie żałowali brązu. Chcę, żeby moje muskuły przetrwały wieczność" – żartował.
Jean-Claude i kobiety
Życie miłosne Van Damme'a to istny rollercoaster. Był żonaty aż pięć razy. Pierwszą żoną została Maria Rodriguez (1980-1984). Van Damme wspomina: "Byłem młody i głupi. Myślałem, że miłość to jak w filmach – wielkie gesty i namiętność. Okazało się, że to też zmywanie naczyń i kompromisy".
W 1985 roku ożenił się z Cynthią Derderian. To małżeństwo trwało zaledwie rok. "Z Cynthią nauczyłem się, że sława może być trucizną dla związku. Trudno budować coś trwałego, gdy cały świat chce kawałek ciebie" – wyjaśniał aktor.
Trzecią i piątą (nie, to nie pomyłka) żoną była Gladys Portugues, była kulturystka i aktorka. Z nią Van Damme ma dwójkę dzieci: Kristophera i Biancę. "Gladys jest moją skałą. Przeszła ze mną przez piekło i z powrotem. To chyba definicja prawdziwej miłości" – mówił aktor z czułością.
Prawdziwy skandal wybuchł, gdy na planie "Street Fightera" Jean-Claude miał romans z Kylie Minogue. Aktor przez lata zaprzeczał plotkom, aż w końcu w 2014 roku wyznał prawdę: "Tak, OK. Tak, tak, tak. To się zdarzyło. Byłem w Tajlandii, mieliśmy romans. Byłoby nienormalne nie mieć romansu, skoro jest taka piękna". Problem w tym, że Van Damme był wtedy żonaty z czwartą żoną, Darcy LaPier (od 1994 do 1997), która akurat spodziewała się dziecka. LaPier dowiedziała się o romansie dopiero dobrych parę lat po rozwodzie: "Byłam w szoku, że mówił o tym prasie po tylu latach, żeby zyskać rozgłos. Nie wiedziałam o tym, moje uczucia zostały zranione i czuję się zdradzona" – wyznała.
Van Damme romansuje (lub do niedawna romansował) z ukraińską modelką Aleną Kaveriną, choć wciąż jest (przynajmniej na papierze, od 1999 roku ponownie) mężem Gladys Portugues. Sam aktor komentuje to z humorem: "Moje życie miłosne to jak skomplikowany film akcji. Nigdy nie wiesz, co będzie w następnej scenie!"
Trzeba przyznać, że życie byłego gwiazdora kina akcji to materiał na niezły scenariusz. Jak widać, Jean-Claude Van Damme podchodzi do siebie i swojego życia z dystansem oraz humorem. "W życiu i w miłości, jak w karate - czasem dostajesz w twarz, ale najważniejsze to się nie poddawać" – podsumowuje z uśmiechem.