Recenzje"Kod zła". Uwaga, ktoś chce nas doprowadzić do szaleństwa

"Kod zła". Uwaga, ktoś chce nas doprowadzić do szaleństwa

Osgood Perkins zrobił przegląd kina grozy – od "Psychozy" po "Siedem" – żeby "Kod zła" śnił nam się po nocach. Horror z opętanym Nicolasem Cage’em dezorientuje i przez większość czasu trzyma nas w napięciu. To jak spotkanie Finchera z Lynchem. Ale czy w tym szaleństwie jest metoda?

"Kod zła" jest już w kinach
"Kod zła" jest już w kinach
Źródło zdjęć: © Licencjodawca

15.07.2024 13:18

W trakcie śledztwa agentka FBI Lee Harker wskazuje dom, w którym ukrywa się seryjny morderca. Skąd wie? Trudno wyjaśnić, ale to tak, jakby ktoś położył jej dłoń na ramieniu. Dzięki swojej intuicji zostaje włączona w sprawę, która ciągnie się od lat 70. Na terenie Oregonu ojcowie mordują żony i córki, następnie popełniają samobójstwo. Wszystko to za sprawą przestępcy o pseudonimie Longlegs, który zostawia po sobie jedynie listy. Jak zmusza głowy rodziny do zbrodni? Tego nie wiadomo, ale Harker czuje, że z demonicznym sprawcą może łączyć ją coś osobistego. Oglądamy archiwalne zdjęcia zakrwawionych ciał, przykrytych białymi płachtami, noży i dziecięcych bucików. W FBI nie ma miłych spraw.

Fincher spotyka Lyncha

Wyobraźmy sobie taką scenę. David Fincher jedzie zagubioną autostradą i łapie gumę. Na poboczu zatrzymuje się David Lynch i mówi: "Wsiadaj". Na końcu zatrzymują się w pensjonacie Normana Batesa. Osgood Perkins sięga po stare jak Zło motywy z kryminałów z lat 90. Portret Clintona w gabinecie agenta Cartera sugeruje, że właśnie w tym okresie toczy się akcja "Kodu zła". Jego najnowszy horror słusznie przywodzi na myśl takie tytuły jak "Siedem" czy "Zodiak". Opustoszałe drogi i przedmieścia, seryjny morderca, zostawiający zaszyfrowane listy, prowadzący swoją grę ze śledczymi, niepokojące lalki, agenci FBI, którzy nie śpią, wiecznie mają problemy z żonami i docinają sobie dla zabicia czasu przy kawie – wszystko to znamy, a Perkins od pierwszych minut daje znak, że zamierza się z nami bawić.

Podobnie jak w "Siedem" Finchera tożsamość poszukiwanego mordercy jest ukryta w zwiastunie. Jednak już na samym początku "Kodu zła" dostajemy komunikat czerwonym fontem: "Nicolas Cage jako Longlegs". Podobnych smaczków jest więcej. Zdeformowana twarz naszego lalkarza przypomina maskę Jigsawa z "Piły". Oczywiście ma swój system – zabija 9-latki urodzone 14. dnia miesiąca – interesuje się okultyzmem, czytał "Boską komedię" Dantego. Pojawia się też syczący kot – zwierzę o dziewięciu życiach, które w horrorze mieszka od dawna.

Co jakiś czas Perkins wybija nas z tej fincherowskiej konwencji i zbliża do Lyncha. Panoramiczny kadr zwęża do formatu 4:3, stylizowanego na obraz kręcony domową kamerą. Czasem straszy nas krwistoczerwonymi migawkami. Pogrywa z nami, budując grozę przede wszystkim poprzez dezorientację i niepokój. W wielu scenach nerwowo zaglądamy za plecy Harker, tylko czekając, aż pojawi się tam złowroga postać. Spodziewamy się huku, jak przy starym dobrym jumpscarze. Często jednak nic się nie dzieje. W ten sposób reżyser chce doprowadzić nas do szaleństwa – podobnie jak agentkę FBI.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

KOD ZŁA | Oficjalny zwiastun | Kino Świat

Gdzie budzi się Zło?

W "Kodzie zła" Perkins zadaje pytanie o źródło Zła. Czy dziewiąty krąg piekieł rzeczywiście znajduje się głęboko pod ziemią, czy może jednak czai się w dobrze znanych miejscach – choćby w naszej kuchni? W końcu makabrycznych zbrodni dopuszczają się najbliżsi członkowie rodziny. Zło przenika do domów pod osłoną habitu budzącej zaufanie siostry zakonnej. Może przynieść je znajomy znajomego. Nie powstrzymają go rodzice, jak nie powstrzymają dorastania dzieci. Nie powstrzyma go też modlitwa.

Brak jasności co do tego, jak Longlegs zmusza ofiary do morderstw, wprowadza do mrocznego kryminału Perkinsa wątek metafizyczny. Stosuje hipnozę? A może rzeczywiście jest wysłannikiem samego Szatana, "tego, który mieszka na dole". Dzięki temu reżyser pozostawia furtkę do interpretacji. Podobnie jak w przypadku agentki Harker, jej intuicji przypisywanej medium i więzi z seryjnym mordercą. Jak między Hannibalem Lecterem a Clarice Starling z "Milczenia owiec", Davidem Millsem a Johnem Doe z "Siedem", a może Miną Harker i Drakulą?

Nie taki diabeł straszny

Nie taki diabeł straszny, ale Perkins namalował go piekielnie dobrze na analogowych zdjęciach z rodzinnego albumu, schowanego w zakurzonym pudle, gdzieś na strychu starego domu. Zrobił to nie tylko za sprawą świetnej znajomości kodu, w jakim pisze się kino grozy i kryminał, ale też dzięki Lee Harker i Longlegs. Nicolas Cage w swojej roli znów balansuje na granicy przerysowania (ale jej nie przekracza) i potwierdza, że jego kariera przechodzi renesans. Natomiast Monroe wylewa na nas całe swoje niepokój i napięcie.

"Kod zła" Perkinsa to szaleństwo, które ogląda się z dużą przyjemnością w rytm "Bang a Gong" – glam rockowego hitu z lat 70. zespołu T. Rex. Pogłoski o najstraszniejszym filmie dekady są nieco przesadzone, ale reżyser za pomocą wszystkiego, co składa się na styl, zrobił jeden z najbarwniejszych horrorów ostatnich lat. W zabawie gatunkami oraz prawdziwymi strachami Ameryki z lat 60. przywołał ducha Charlesa Mansona i "Psychozę" (w końcu jest synem Anthony’ego Perkinsa, odtwórcy roli Normana Batesa). Rozczarowanie przychodzi w ostatnim akcie, w którym Perkins próbuje wyjaśnić historię i fabuła trochę się wywraca. W miejsce strachu pojawia się zgrzyt, który sprawia, że kino opuszczamy raczej zmieszani niż zaniepokojeni, zastanawiając się, czy zakodowana wiadomość od reżysera rzeczywiście ma jakieś głębsze przesłanie.

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" mówimy szokującym "Królu Zanzibaru", który oszukał setki turystów z Polski. Jest też o epokowej zmianie w krwawym, pełnym przemocy "Rodzie smoka". Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Źródło artykułu:MK
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)