Porzuciła karierę dla miłości. Kulisy sławy Elżbiety Starosteckiej
W Polsce okresu PRL-u była jedną z najjaśniejszych gwiazd ekranu, która zaskarbiła sobie serca widzów liryczną rolą Stefanii Rudeckiej z adaptacji powieści "Trędowata". Zawsze przekładała prywatne wartości i bliskich ponad ulotną wartość sławy. Jako dwudziestokilkulatka spotkała miłość swojego życia, kompozytora Włodzimierza Korcza, i odeszła ze świat filmu.
Urodzona w 1943 roku Elżbieta Starostecka to nie tylko ikona polskiego kina, ale przede wszystkim diwa rodzimej sceny. Po ukończeniu w 1965 roku Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi aktorka występowała na deskach kaliskiego Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego, a z czasem w łódzkim Teatrze Nowym, gdzie grała w sztukach Aleksandra Fredry, a także Teatrze Rozmaitości w Warszawie przy okazji "Lato w Nohant" Jarosława Iwaszkiewicza czy "Cienia" Wojciecha Młynarskiego.
Pracę w teatrze zawsze uznawała za ciekawszą od filmu. - Nie będę szczególnie oryginalna, kiedy stwierdzę, że te doznania, jakie spotykają nas w czasie spektaklu, są nieosiągalne w żadnej innej formie uprawiania aktorstwa. Ktoś, kto nie grał w teatrze, nigdy nie pojmie, na czym polega magia tego miejsca, tej sytuacji, w jakiej znajduje się aktor i widz – mówiła w 2023 roku Starostecka w rozmowie z PAP. Poza warsztatem aktorskim wyróżniały ją też zdolności wokalne. Nagrała kilka piosenek, współpracowała z twórcami Kabaretu Starszych Panów: Jeremim Przyborą i Jerzym Wasowskim.
X muza
Tak jak w przypadku wielu innych znamienitych artystów estrady, to kino przyniosło jednak Starosteckiej rozpoznawalność i wciąż nieustające uznanie widzów dla jej talentu. Na wielkim ekranie zadebiutowała w 1964 roku przy okazji wojennego filmu Wandy Jakubowskiej "Koniec naszego świata", w którym reżyserka przedstawiła opartą na faktach historię traumy ocalałego więźnia obozu koncentracyjnego. Można rzec, że tak poważny tematycznie debiut Starosteckiej ukształtował jej późniejszą filmografię. Aktorka sięgała bowiem po scenariusze ambitne, niebanalne i prawdziwe – ukazujące nieprzejaskrawiony świat, w którym ciężko dostrzec happy end.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Taki był "Domek na prerii". Obsada hitu opowiada o planie sprzed 50 lat
"Trędowata"
Zagrała w filmach: "Lalka" (1968) Wojciecha Jerzego Hasa, "Rzeczpospolita babska" (1969) Hieronima Przybyła, "Noce i dnie" (1975) Jerzego Antczaka. Za swoje wielkie osiągnięcie uznaje ponadto wcielenie się w Esther z sagi o semickiej rodzinie Polanów prowadzących hotel dla Żydów w serialu "Hotel Polanów i jego goście" (1982). Największą popularność zapewniła jej jednak postać Stefci Rudeckiej z "Trędowatej" (1976) Jerzego Hoffmana na podstawie prozy Heleny Mniszkówny. Jej tragiczna bohaterka to młoda guwernantka, która z wzajemnością zakochuje się w ordynacie. Na drodze ich miłości stają klasowe podziały i konwenanse.
Rola umierającej z miłości i przesiąkniętej melancholią, niczym postacie Grety Garbo, Rudeckiej wzruszyła polskich widzów i do dziś sprawia, że Elżbieta Starostecka posiada ogromne grono fanów. Nie wszyscy wiedzą, że sama wzbraniała się przed kreacją. Bała się adaptacji literatury bardziej cenionej przez odbiorców niż krytyków. Na zdjęcia próbne przybyła sina i opuchnięta po operacji zatok, w nadziei na to, że Jerzy Hoffman zrezygnuje z jej angażu, ale na nic zdały się jej wykręty.
- Nie miałam pojęcia, że zagranie Stefci Rudeckiej będzie się wiązało z aż takim oddźwiękiem publiczności i to nie tylko polskiej, ale też z wielu innych krajów. Właściwie do dzisiaj zdarza mi się, że podchodzą do mnie rozmaici obcy ludzie i opowiadają o wzruszeniach, jakie przeżyli, oglądając "Trędowatą" – wspomina Starostecka.
Rodzina jest najważniejsza
Po wielkim sukcesie "Trędowatej" Elżbieta Starostecka nieoczekiwanie wycofała się z ekranu. Poznała wówczas najważniejszą wartość swojego życia: miłość i szczęście rodzinne.
- Wolę spokojne życie niż sławę. Nie chcę wzbudzać zainteresowania. Nigdy nie chciałam być gwiazdą, bo to nie dla mnie. Nie chcę, by było mnie za dużo, a telewizja i tak cały czas powtarza "Trędowatą" i "Noce i dnie". Schlebia mi jednak to, że ludzie się mną interesują, to bardzo miłe – wyznała aktorka.
Kto był wybrankiem Elżbiety Starosteckiej? W wieku 21 lat gwiazda straciła głowę dla swojego rówieśnika, kompozytora Włodzimierza Korcza. Ich związek początkowo, niczym w filmie, spotkał się ze sprzeciwem rodziny, ale ostatecznie doszło do szczęśliwego zakończenia. Bliscy artystów woleli, aby poczekali z decyzją o ślubie i poświęcili młodość na karierę. Mimo młodego wieku zakochani wiedzieli już jednak, że chcą spędzić ze sobą resztę życia i wybrali małżeństwo. Trwają w nim od ponad 60 lat, pozostając wyjątkową parą polskiego show-biznesu, z jednym z najdłuższych staży.
Elżbieta Starostecka i Włodzimierz Korcz poznali się w czasie studiów i zakochali niemal od pierwszego wejrzenia. Kompozytor wspominał później ich pierwsze spotkanie: "Studiowaliśmy w tym samym budynku. Wydział aktorski był na parterze. Konwersatorium na pierwszym piętrze. Potrzebowali pianisty do kabaretu. Przesłuchali mnie i przy okazji usłyszałem, że jest u nich piękna dziewczyna, której, jak powiedział kolega, "niczego nie brak". Poszedłem na próbę, popatrzyłem na Elżbietę i pomyślałem, że rzeczywiście ładna".
W 1971 roku na świat przyszedł ich syn, Kamil Jerzy, a jedenaście lat później – córka Anna Maria. Aktorka ograniczyła aktywność zawodową, unikając blasku fleszy i poświęcając się rodzinnemu ognisku. Związała się z warszawskim Teatrem Ateneum, ale zniknęła z ekranu. W 2023 roku po 30 latach przerwy od kina Starostecka wróciła do filmu rolą przygotowującej się na śmierć seniorki Eleonory w świątecznej komedii "Uwierz w Mikołaja".
Źródła: PAP, Fakt, Viva.