Blokowiska - wylęgarnie patologicznych zachowań, ludzkiej goryczy i znieczulicy to problem nie tylko polski. Od wielu lat historiami bohaterów wywodzących się z takiego środowiska raczy nas kino brytyjskie spod znaku Kena Loacha i Mike'a Leigh. Ten ostatni wprowadza właśnie na nasze ekrany film Wszystko albo nic, w którym tematem przewodnim jest życie prostych ludzi, nie snujących wielkich planów na przyszłość, wiodących żywot z dnia na dzień. Ludzi, którzy choć nie klepią biedy, żyją na poziomie mało zadowalającym, którzy stracili już nadzieję, że cokolwiek może zmienić się na lepsze i bardziej znośne.
Bohaterami filmu są trzy rodziny mieszkające w tym samym szarym bloku gdzieś w Londynie. Na pierwszy plan wysuwa się rodzina Phila, taksówkarza, której pozostali członkowie to: żona Penny, pracująca jako kasjerka w supermarkecie, otyła córka Rachel, sprzątająca w domu starców i jeszcze bardziej otyły syn Rory, który zajmuje się wyłącznie jedzeniem i leżeniem na kanapie przed telewizorem. Cała czwórka to ludzie zrezygnowani i sfrustrowani. Dorośli maskują uczucie nieszczęścia unikaniem się i dystansem, a dzieci agresją i ciągłymi kłótniami. Obok Phila i Penny mieszkają Ron - kolega Phila z pracy, jego żona Carol alkoholiczka i ich krnąbrna córka Samantha. Sąsiaduje z nimi samotna matka Maureen ze swoją nastoletnią córką Donną. Maureen jest jedyną osobą w całym towarzystwie, która swoje frustracje maskuje odważnym poczuciem humoru, próbując właśnie za jego pomocą rozładowywać napięcia nie tylko własne, ale także wszystkich bliskich jej ludzi.
Przedstawiona historia mogłaby się zdarzyć wszędzie i rzeczywiście przypomina z pewnością życie milionów ludzi na całym świecie. Film aż poraża przyziemnością tematu, choć właśnie w tym tkwi też jego główny urok. Nie brakuje tu więc alkoholików, niekochanych małżonków, niechcianych ciąż, odrażających grubasów i pyskatych małolat.
Najnowszy film Mike'a Leigh jest w dużej mierze opowieścią o potrzebie miłości, uczucia, które może nadać sens życiu pozbawionemu radości, przygniecionemu przez rutynę, powszechny pęd i alienację. To także obraz o rodzinie, o tym, że nawet najbliżsi mogą się od siebie bardzo oddalić, stracić sobą zainteresowanie, wzajemny szacunek, nie mieć dla siebie czasu ani chęci spędzania go razem. Bohaterowie filmu uświadamiają sobie w pewnym momencie, że nawet pozornie mając wszystko - rodzinę, mieszkanie, pracę, można tak naprawdę nie mieć nic, jeśli nie towarzyszy temu wzajemne uczucie i pragnienie bycia razem. Dociera do nich stara prawda, że nawet wśród bliskich można czuć się ogromnie samotnym.
Wszystko albo nic nie różni się bardzo od filmów jakimi od lat raczą nas Ken Loach i Mike Leigh. I choć są to obrazy bardzo prawdziwe i nakręcone mistrzowską ręką, to ich stylistyka staje się już trochę męcząca, bowiem kolejny razem oglądamy świat, który boleśnie przypomina o tym, co widzimy na co dzień, a od czego wolelibyśmy raczej uciec. Choć, jak mówi mój tata, po co w ogóle kręcić filmy, które nie mają nic wspólnego z naszym życiem? Jeśli ktoś ma takie samo podejście, film ten spodoba mu się ogromnie. Wszystkim fanom innowacji, techniki i fantastycznych historii o herosach, zdecydowanie odradzam.