Przemoc w kolorze żółtym
Włoska nazwa „giallo” wzięła się od żółtych okładek książek o tematyce kryminalnej. Z czasem zrodził się nowy podgatunek kina grozy: popularne głównie w latach 70. filmy o psychopatycznych mordercach (najczęściej w czarnych rękawiczkach, uzbrojonych w nóż), którzy w efektowny sposób zabijali kolejne ofiary.
Giallo było tak naprawdę hybrydą gatunkową: z horroru czerpało atmosferę grozy i krwawe efekty, z thrillera „realistyczną” fabułę i niepokojącą aurę, a z kryminału zagadkę – do ostatniej sceny nie wiadomo było, kto zabija.
W „Krwawym praniu” Deodato skorzystał z konwencji giallo, ale dodał też trzy grosze od siebie w postaci perwersyjnej erotyki i onirycznego klimatu. Mimo że film nie dorasta do pięt klasykom, które wyszły spod ręki wspomnianego Argento, Mario Bavy czy Lucio Fulciego, to po dziś dzień cieszy się popularnością w gronie koneserów gatunku, czekających na przyzwoite wydanie DVD.