Prawie trafił za kratki
Dla samego reżysera był to ostatni pełnometrażowy czystej krwi horror. Mimo że reżyser poszedł za modnym trendem (zachodni twórcy na przełomie lat 80. i90. robili filmy w byłych demoludach, vide: Lucio Fulci i jego „Aenigma”), to tak naprawdę nigdy nie powrócił już do kina, które przysporzyło mu armię fanów.
Ruggero Deodato największe sukcesy odnosił w złotym okresie kina gore, czyli w latach 1977-1981. To wtedy spod jego ręki wyszedł świetny przedstawiciel nurtu „home invasion”, brutalny „Dom na skraju parku” (1980) oraz kontrowersyjny „Cannibal Holocaust” (1979, w Polsce znany pod równie subtelnym tytułem „Nadzy i rozszarpani”), za który twórca nieomal trafił za kratki.
Jedna wersja mówi, że z uwagi na znęcanie się nad zwierzętami podczas zdjęć, druga: że efekty specjalne były tak realistyczne, iż uwierzono, że reżyser uśmiercił na planie kilka osób.
Po nerwach, które zjadł przy okazji tej produkcji, mimo że sam film jest dziełem pierwszej klasy, Deodato zaczął robić to, co inni włoscy reżyserzy z branży exploitation* – kręcił filmy gatunkowe, m.in. akcji, postapokaliptyczne, a nawet dla dzieci.* Od lat zapowiadany remake „Cannibal Holocaust” utknął w martwym punkcie z uwagi na konflikt z producentem. Ale fani są cierpliwi. Czekają.