Tłumy w kinach. Ale część widzów nie daje rady i wychodzi
Filmy tak przerażające, że widzowie w trakcie seansu mówią "pas" i wychodzą. To najlepsza możliwa reklama dla horroru. Z takich historii korzysta dziś "Kod zła", który bije rekordy popularności. W nowym "Clickbaicie" opowiadamy, jak przerażający na ekranie jest Nicolas Cage.
"Kod zła" szturmem podbija kina, także w Polsce, gdzie zgromadził już ponad 100-tysięczną widownię. Licznik cały czas bije. Dawno żaden horror nie cieszył się w naszym kraju takim zainteresowaniem, by nawet w środku tygodnia można było trafić na pełną salę widzów. Niektórzy wymiękają i nie są w stanie oglądać "Kodu zła", w którym szatańskie rytuały odprawia Longlegs, czyli Długonogi, w którego wciela się Nicolas Cage.
Film ma wymarzoną kampanię promocyjną. Krążyły historie o tym, że główna aktorka, Maika Monroe, nie mogła zobaczyć ucharakteryzowanego w potworny sposób Nicolasa Cage'a aż do momentu, w którym grali pierwszą wspólną scenę. Reżyser chciał uchwycić jej autentyczne przerażenie po zobaczeniu Długonogiego po raz pierwszy. Do sieci wypuszczono także nagranie ze słyszalnym, mocnym biciem serca przerażonej aktorki. Prezentem dla twórców były też doniesienia o tym, że ich film jest tak straszny, że ludzie po prostu wychodzą z kina i nie są w stanie dokończyć seansu.
Recenzenci zaś piali z zachwytu, pisząc, że "Kod zła" to jeden z najlepszych horrorów dekady. Ba, porównywali go nawet do klasyków takich jak "Milczenie owiec". Okrutnie ucharakteryzowany Cage to coś, czego długo nie zapomną widzowie. Czy jest naprawdę tak strasznie? - To trochę ściema - opowiadamy w nowym odcinku podcastu "Clickbait", którego możecie posłuchać poniżej.
W odcinku przypominamy inne produkcje, które były tak przerażające, że widzowie wychodzili z kina. Tak było podczas festiwalowych seansów "Malowanego ptaka", który - jak pisaliśmy po premierze, jest "trzygodzinną podróżą przez piekło". Rzędy pustoszały, a na festiwalu w Toruniu dochodziło do absurdalnych scen, gdy mający dość przemocy widzowie kierowali się nie do tych drzwi i tak musieli wracać na salę. Wspominamy "Nieodwracalne" Gaspara Noé, który opowiada o zemście mężczyzny, któremu zgwałcono ukochaną. Niekończące się sceny przemocy, które pamięta się nawet po wielu latach od pierwszego seansu. Tak ciężko to wymazać.
W podcaście rozmawiamy też o ostatniej, dużej serialowej premierze, czyli trzeciej części "The Bear", która już bije rekordy popularności na Disney+. Skąd bierze się fenomen tego serialu, który zgarnął aż 23 nominacje do nagród Emmy?
Przyglądamy się też kwestii kategoryzowania serialu jako... produkcji komediowej. Jakim cudem coś, co przyprawia niemal o palpitację serca, ma dramatyczne zwroty akcji i robi wiwisekcję rodzinnych dysfunkcji może dostać Emmy dla najlepszego serialu komediowego? Otóż dzięki byciu w tej kategorii "The Bear" nie spotkał los innego świetnego serialu, czyli "Better Call Saul". Oryginalna produkcja Netfliksa z Bobem Odenkirkiem była wielokrotnie nominowana jako serial dramatyczny do nagród telewizyjnych, ale nie miała najmniejszych szans z hegemonem: serialem "Sukcesja".
A "The Bear" zbiera teraz po trzecim sezonie słabsze recenzje. Jesteśmy jednak przekonani, że ich autorzy nie rozumieją po prostu geniuszu twórców, którzy doskonale wiedzą, co robią, gotując swoją produkcję na wolnym ogniu. Po więcej takich gastronomicznych metafor zapraszamy do najnowszego odcinka "Clickbaitu".