Tomasz Raczek: Oscary są nagrodą dla filmów najpopularniejszych, a nie najwybitniejszych
Krytyk filmowy Tomasz Raczek skomentował dla Wirtualnej Polski tegoroczne werdykty oscarowe. - Triumfowały filmy przeciętne - ocenia ekspert.
25.02.2019 | aktual.: 25.02.2019 11:39
Tomasz Raczek nie ukrywa, że tegoroczna ceremonia wręczenia Oscarów nie była zaskakująca:
- W tym roku triumfowały filmy przeciętne i Oscary przypomniały, że są nagrodą dla filmów nie najwybitniejszych, a najbardziej popularnych, podtrzymujących tradycję kina popularnego, powszechnie dostępnego – powiedział Wirtualnej Polsce.
Zobacz także: TYLKO W WP: Amerykańscy widzowie o "Zimnej Wojnie"
Nagrodę w kategorii najlepszy film otrzymał "Green Book". Zdaniem krytyka jest to film zrealizowany poprawnie, ale przeciętny:
- "Green Book" to film bardzo przyzwoity, hollywoodzki i staroświecki, nawiązujący do utartych schematów. To film nieposzukujący nowych środków wyrazu, który nie miałby szans na nagrody na żadnym wielkim festiwalu filmowym – bo nie jest wybitnym dziełem. Jest natomiast doskonałym wcieleniem kina hollywoodzkiego, zawierającym zarówno ważny dla Amerykanów problem rasowy, nadal nie do końca przepracowany, a jednocześnie będący tradycyjną, dobrą produkcją – powiedział.
PRZECZYTAJ TEŻ: Oscary 2019: Najgorsza gala w historii kina
Ale krytyk nie ukrywa, że "Green Book" go zirytował:
- Przyznaję, że kiedy oglądałem ten film, to miałem dwa odczucia. Z jednej strony buntowałem się przeciwko oczywistym schematom wyciskającym łzy, a z drugiej strony złościłem się, kiedy widziałem, że na mnie to działa. Więc z jednej strony widziałem, że jestem manipulowany emocjonalnie, a z drugiej poddawałem się temu. Czyli nie da się ukryć, że to po prostu działa - mówił.
Zobacz także
Innym filmem, który zirytował Raczka jest "Bohemian Rhapsody", nagrodzony w kategoriach: najlepszy montaż, najlepszy montaż dźwięku, najlepszy dźwięk i najlepszy aktor pierwszoplanowy (Rami Malek)
.
- "Bohemian Rhapsody" nie tylko nie jest filmem wybitnym z punktu widzenia realizacji, ale jeszcze zawiera w sobie problem, z którym trudno się pogodzić: kłamstwo. To jest opowieść o życiu Freddy'ego Mercury'ego, która została już na etapie scenariusza bardzo zmieniona i ugrzeczniona, tak, by nie była niebezpieczna z obyczajowego punktu widzenia. Mercury to był człowiek przekraczający bariery, poszukujący nowych form nie tylko wyrazu artystycznego, ale też osobistej wolności. W tym filmie prawda na jego temat została poświęcona na rzecz dostępności tego filmu i popularności, a konkretnie na rzecz tego, by film otrzymał kategorię od lat 13, czyli dającą największy potencjalny dostęp do niego – powiedział krytyk.
- Poświęcono wiarygodność filmu na rzecz mieszczańskiego dopasowania do grzecznego wizerunku zgodnego z tym, co nie narusza obyczajowej poprawności – kontynuował Raczek – Ja jako krytyk bardzo się buntuję przeciwko takim działaniom, szczególnie w kontekście tak wyjątkowej osobowości jak Freddy Mercury, którego uwielbiam. Właśnie z tego powodu nie lubię tego filmu. Nagradzanie go jest dla mnie bolesnym przypomnieniem, że w Oscarach nie chodzi o to, by nagrodzić coś, co jest najlepsze, tylko coś, co jest najpopularniejsze - wyjaśnia.
Zapytany o to, czy był zaskoczony lub zawiedziony brakiem nagród dla "Zimnej wojny", Raczek odpowiedział:
- Ja wiedziałem, że tak będzie, nie tylko dlatego, że "Roma" jest filmem wybitnym, ale też dlatego, że znajdujemy się w momencie, w którym temat Meksyku jest Ameryce bardzo bliski. W tym momencie film, który odwołuje się do historii Meksyku, zrobiony przez meksykańskiego autora zakorzenionego w życiu Hollywood, jest idealnym wstrzeleniem się w to, co tam dzisiaj robi wrażenie. "Roma" zasługiwała na nagrody i myślę, że sam Paweł Pawlikowski jest w gronie tych, którzy pierwsi składają Cuarónowi gratulacje - mówi.
Raczek wspomniał też o tym, że "Zimna wojna", mimo iż Oscarów nie dostała, jest ogromnym sukcesem
- To nie zmienia faktu, że "Zimna wojna" jest filmem wybitnym, uniwersalnym, ponadczasowym. Jest gigantycznym sukcesem polskiej kinematografii i przede wszystkim Pawła Pawlikowskiego. Pomimo tego, że nie ma statuetki, do historii przejdzie jako film trzykrotnie nominowany do Oscara. I te nominacje w wypadku "Zimnej wojny" swoją rolę spełnią – a w zasadzie już spełniły.